Joseph Lupton i David Hensley z JPMorgan Chase sugerują, że jeśli tempo wzrostu chińskiego produktu krajowego brutto przyhamuje o 1 pkt proc. to PKB państw rozwiniętych gospodarczo skurczy się o 0,2 pkt.
- Nie oznacza to, iż nie będzie negatywnego wpływu, lecz chodzi o to, iż istnieją też pewne pozytywne elementy - wskazuje Lupton.
Wymienia takie korzystne czynniki jak tańsze surowce z powodu słabszego popytu w Chinach i zwiększony napływ kapitału na inne rynki. Zwiększy to siłę nabywczą poza Chinami oraz będzie hamowało wzrost kosztu kredytu na rynkach finansowych.
Lupton wskazuje też, że zaledwie 2,5 proc. światowego PKB jest eksportowane do Chin, a większość tego stanowią komponenty wytwarzanych tam produktów, które wracają na rynki zagraniczne. Jednak będą też ofiary chińskiego spowolnienia, głównie te rynki wschodzące z Brazylią i Rosją na czele, które uzależnione są od wydobycia i sprzedaży surowców. Według JPMorgana dekoniunktura na emerging markets z powodu chińskiego hamowania będzie największym globalnym zagrożeniem. Ekonomiści Deutsche Banku z Peterem Hooperem na czele uważają, że tego rodzaju obawy są przesadzone. Wskazują, że chiński rynek akcji , który zanurkował w ostatnich tygodniach jest odseparowany od gospodarki a spadek notowań juana zostanie powstrzymany.
Sven Jari Stehn i Jan Hatzius, ekonomiści Goldman Sachs Group uważają, że wpływ chińskiego hamowania na Stany Zjednoczone będzie minimalny. Wskazują, że tylko 7 proc eksportu USA trafia na tamtejszy rynek.
