Główną informacją ze światowych gospodarek w czwartek był odczyt inflacji PPI z USA. W reakcji na rozczarowujące dane rentowności amerykańskich obligacji dziesięcioletnich wystrzeliły aż o 10 pkt baz, do 4,30 proc. To podkopało morale inwestorów, ale nie przyniosło też większej katastrofy. Przynajmniej na ten moment.
WIG20 od zeszłego piątku oczami był skierowany głównie na północ, a byki chciały zamazać złe wrażenie po przecenie z przełomu lutego i marca. Korekta z tego okresu ledwie zatrzymała się nad poziomem 2300 pkt, roznosząc w pył linię wsparcia poprowadzoną przez szczyty z końca grudnia i pierwszej połowy lutego. O dziwo indeks dużych spółek się po tym podniósł i w trzy sesje był już grubo powyżej 2400 pkt. Dwa ostatnie dni przyniosły handel o ograniczonej zmienności, którego dolnym ograniczeniem było wsparcie w postaci wspomnianego okrągłego poziomu, a górnym okolice zamknięcia z wtorku.
Przez pierwszą część czwartkowej sesji działo się niewiele. Głównymi aktorami były spółki surowcowe, a na dole tabeli można było znaleźć banki. Handel ożywił się na początku drugiej części dnia, ale słabsze dane z USA wystarczyły, by indeks polskich dużych spółek wrócił do punktu wyjścia. Do końca dnia pozycja WIG20 już niewiele się zmieniła, ale nie znaczy to, że wokół poszczególnych spółek wiało nudą. Warto wspomnieć m.in. o Pepco Group, które pod koniec dnia traciło 3,7 proc. i wracało na tegoroczne minima. Sporo uwagi inwestorów znów przyciągało KGHM, miotane zmiennością cen miedzi. Na czele krajowych blue chips plasował się zaś nieco zapomniany ostatnio Orlen. Amerykański rynek akcji w pierwszych godzinach handlu - mimo wyraźnej przeceny obligacji - zachowywał się dość spokojnie.