Indeks dużych spółek spadał dziś nawet ponad 4 proc., już rano osuwając się szybko poniżej 2100 pkt. Droga do okrągłego poziomu 2000 pkt stanęła otworem, ale nie ma żadnej gwarancji, że nawet tam zatrzyma się trend spadkowy.
Niemal nieustannie na rynki napływają kolejne informacje pogarszające nastroje inwestorów, zaś pozytywne doniesienia są właściwie ignorowane – tak stało się z poniedziałkowym lepszym od prognoz odczytem indeksu ISM Manufacturing (obrazuje kondycję amerykańskiego sektora wytwórczego), który nie przeszkodził w wybiciu S&P 500 w dół z trwającej od półtora miesiąca konsolidacji.
Dziś z kolei pozytywnej niespodzianki nie było już, jeśli chodzi o zamówienia w przemyśle USA (w sierpniu zmalały o 0,2 proc., podczas gdy ekonomiści oczekiwali spadku o 0,1 proc.). Do tego dochodzą nieustające obawy odnośnie kryzysu zadłużenia na obrzeżach strefy euro, które zaczynają co gorsza obejmować także sektor bankowy. Uwaga skoncentrowała się wokół francusko-belgijskiego banku Dexia. W obliczu doniesień na temat groźby utraty płynności finansowej rządy pośpieszyły z deklaracją, że uczynią wszystko, by ratować bank przed niewypłacalnością.
Jakby tego było mało, inwestorów zmartwić mogły kolejne obniżki prognoz wzrostu ekonomicznego. Agencja S&P kolejny raz zredukowała swe szacunki, przewidując, że gospodarka strefy euro urośnie w przyszłym roku o 1,1 proc. (w sierpniu firma prognozowała 1,5 proc.). Jeszcze dalej poszedł bank Goldman Sachs, który wróży, że wzrost w eurolandzie osłabnie do 0,1 proc. (prognozę wzrostu całej światowej gospodarki zredukował z 4,2 do 3,5 proc.).