Od 1 do 29 października przedsiębiorcy będą mogli ubiegać się o granty na badania przemysłowe z programu „Innowacyjna gospodarka”. Pula konkursu organizowanego w ramach działania 1.4 to 364 mln zł. Do niedawna dotacje te były połączone z bliźniaczymi grantami z działania 4.1 „Innowacyjnej gospodarki” przeznaczonymi na wdrożenia tych badań. Jednak pieniądze na wdrożenia się wyczerpały. Pule na badania i wdrożenia były bowiem identyczne (po 390 mln euro), co krytykowali eksperci, podkreślając, że wdrożenia są dużo droższe od badań.
Zmusiło to resort rozwoju regionalnego do reakcji. Ministerstwo zmieniło rozporządzenie, umożliwiając Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości przyznawanie dotacji oddzielnie na badania i oddzielnie na ich wdrożenia. – Zmiana umożliwiła uruchomienie tylko jednych z powiązanych dotacji, gdy wyczerpie się budżet drugich, tak jak to ma miejsce obecnie w przypadku grantów na wdrożenia – wyjaśnia Waldemar Sługocki, wiceminister rozwoju regionalnego. Dodaje, że przy okazji wyeliminowano tzw. kryterium czasu, czyli sytuację, w której przy identycznej punktacji wniosków o dofinansowanie decydował moment ich złożenia.
Co istotne, pozyskanie przez firmę dotacji na badania wiąże się ze zobowiązaniem do wdrożenia ich wyników, jednak już nie z powiązanych dotacji, a innych środków. Mogą to być zarówno pieniądze przedsiębiorstw (środki własne, kredyt), jak i środki publiczne, w tym także inne dotacje z UE, np. na kredyt technologiczny, również rozdzielane z programu „Innowacyjna gospodarka”.
– Szkoda, że popyt na granty wdrożeniowe wymusił rozłączenie tych dotacji, bo stanowiły całość, kompleksowo wspomagając projekty badawcze firm – komentuje Mirosław Marek, wiceprezes firmy doradczej DGA, wcześniej prezes PARP. Dodaje, że bardziej niepokoi go zobowiązanie związane z wdrożeniem wyników prac badawczych. – O ile dobrze się stało, że resztę tych dotacji pozostawiono na badania przedsiębiorców, bo te w przeciwieństwie do realizowanych przez instytuty badawcze prowadzą do konkretnych efektów, to firmy mogą obawiać się ich pozyskania, bo wiadomo, że efekt badań jest obarczony dużym ryzykiem – wyjaśnia Marek. Pyta, co się stanie, gdy badania skończą się niepowodzeniem.
– Zdajemy sobie sprawę, że badania wiążą się z niepewnością, ale chodzi właśnie o weryfikację ich założeń, i nawet jeśli nie doprowadzą do zmiany technologii, ale poprawienia obecnej, to już wystarczy – uspokaja Sługocki. Dodaje, że teraz o dotacje będą ubiegać się firmy, które naprawdę chcą rozwiązać problem, a nie takie, które traktowały etap badawczy jak przymusowy warunek pozyskania pieniędzy na wdrożenia.