Eksporterzy bez bezpieczników kursowych

Coraz więcej firm zabezpiecza transakcje walutowe – twierdzą bankowcy. Ale i tak robią to tylko nieliczne

Publikacja: 10.12.2007 02:29

Eksporterzy bez bezpieczników kursowych

Foto: Rzeczpospolita

W ciągu ostatnich trzech miesięcy dolar stracił wobec złotego ponad 10 proc. To skłoniło firmy do zainteresowania się bankowymi metodami zabezpieczania się przed krótkookresowymi wahaniami kursów walut. Ale to wcale nie znaczy, że jest to zjawisko powszechne.

Zabezpieczamy każdą transakcję eksportową – mówi Krzysztof Pawleczak, dyrektor ds. PR grupy Animex. – Oczywiście niesie to także jakieś ryzyko. Można stracić, gdy kurs nie będzie się zachowywał zgodnie z naszymi przewidywaniami – przyznaje. Jednak jego zdaniem firma, która jest obecna na amerykańskim rynku od 50 lat, nie może sobie pozwolić na to, żeby się z niego wycofać choćby na chwilę. – Jeśli na chwilę znikniemy z półek ze względu na zamieszanie walutowe, na nasze miejsce wejdą natychmiast konkurenci. Nie chcemy do tego dopuścić.

Zdaniem bankowców w Polsce coraz więcej firm myśli o ograniczeniu ryzyka kursowego, tyle że w budżetach brakuje środków na bardziej skomplikowane operacje. – Gdy osoba odpowiadająca za finanse nie jest jednocześnie właścicielem firmy, często ma kłopot z przeprowadzeniem transakcji zabezpieczających, które wymagają zaangażowania własnych środków. Jednak transakcje terminowe, przy których jednym koszt jest wliczony w kurs spread walutowy, są już wykorzystywane coraz częściej, przynajmniej przez średnie i duże firmy – mówi Filip Kaczmarek, dyrektor Departamentu Sprzedaży Produktów Transakcyjnych w pionie bankowości korporacyjnej ING.

– Ostatnio byłam na szkoleniu na ten temat i zastanawiamy się, czy którąś z ofert uda się dostosować do naszych potrzeb – mówi Anna Szcześniak, dyrektor generalna firmy Pojazdy Specjalistyczne Zbigniew Szcześniak. – Ale nie jestem pewna, czy uda się nam coś znaleźć. Zwykle zabezpieczenia obejmują dosyć krótki okres, a w naszym przypadku od momentu złożenia oferty przetargowej do wystawienia faktury za dostarczony produkt może minąć nawet rok – wyjaśnia dyrektor. Pojazdy Specjalistyczne zajmują się produkcją przede wszystkim samochodów pożarniczych dostarczanych na rynki Europy i krajów arabskich.

Coraz więcej nie oznacza jednak 100 proc. Jak wynika z badań Instytutu Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur, w ubiegłym roku tylko ok. 40 proc. eksporterów starało się jakoś zabezpieczyć przed ryzykiem walutowym. – Wkrótce będą znane wyniki za ten rok, ale nie podejrzewam, by ta liczba jakoś dynamicznie wzrosła – mówi prof. Krzysztof Marczewski z instytutu.

Co więcej, większość firm wybiera tzw. naturalne metody zabezpieczeń – gromadzi dewizy na zapas lub stara się opóźniać płatności lub dostawy, gdy kurs jest dla nich niekorzystny. Tylko niewielki odsetek eksporterów korzysta z oferty bankowej. Są to głównie firmy duże, wysyłające za granicę większość swojej produkcji lub przedsiębiorstwa handlowe. Do takich należy np. firma Cantoni Motor SA, zajmująca się sprzedażą silników pięciu producentów z grupy Cantoni. Każda przesyłka jest zabezpieczana transakcjami hedgingowymi.

Ale pojawiają się też nowe formy zabezpieczeń. – Część firm zamiast rozliczać się w walutach obcych, robi to w złotych. Jest to możliwe głównie na rynkach wschodnich, gdzie nasza waluta postrzegana jest jako silna. Jeszcze inne zaczynają się rozliczać ze swoimi polskimi dostawcami w obcych walutach – analizuje prof. Marczewski.

Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska Pajęczno zatrudnia ok. 100 osób. – Nie stosujemy instrumentów bankowych, ale 60 – 70 proc. eksportu realizujemy w złotówkach – mówi prezes spółdzielni Henryk Kampiński. – Oczywiście wiąże się to z pewnym ryzykiem dla naszych odbiorców, ale mamy krótkie terminy transakcji, stosujemy też przedpłaty – wyjaśnia. Dodaje, że opłacalność eksportu jest bardzo niska. Z kolei Zakład Produkcji Konstrukcji Stalowych (z grupy Mostostal Zabrze) ok. 50 proc. zakupów robi za granicą, dzięki czemu wahania kursowe nie są dla nich tak dotkliwe, choć oczywiście nie można ich ignorować. Dlatego wykorzystuje też inne możliwości amortyzowania ryzyka kursowego.

– Ponieważ dosyć dużo zlecamy podwykonawcom, rozliczamy się z nimi, z częścią, opierając się na funcie brytyjskim wedle kursu z dnia wystawienia faktury – opowiada Tadeusz Mętel, dyrektor ds. ekonomicznych PZKS. Dodaje jednocześnie, że firma chce odejść od handlu w funtach. Ostatnio funt spadł poniżej 5 zł, podczas gdy eksport jest opłacalny przy 5,5 – 5,6 zł.

Dyrektor Mętel rozważa też skorzystanie z bankowych zabezpieczeń. – Problem polega na tym, że banki żądają zabezpieczenia środków pod każdą transakcję w wysokości ok. 3 proc. jej wartości. Ale negocjujemy warunki i być może uda się podpisać umowę bez konieczności stosowania takich zabezpieczeń – mówi Mętel.

Na rynku przeważają jednak firmy, które nie stosują żądnych zabezpieczeń. Dla takich firm mogą jednak nadejść trudne czasy. Ekonomiści prognozują, że w przyszłym roku rynki walutowe będą się charakteryzować dużą zmiennością. Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, euro będzie szybować w górę i w dół między 3,6 – 3,7 proc., a dolar – 2,4 – 2,5. Według Dariusza Winka, głównego ekonomisty BGŻ, euro jeszcze do stycznia będzie się osłabiać, po czym trend się odwróci – europejska waluta będzie się wahać między 3,56 – 3,66. Z kolei dolar nadal ma tracić na wartości i poruszać się w granicach 2,4 – 2,475.

Niemożliwe jest oszacowanie, jak takie wahania są kosztowne dla całego polskiego eksportu. Warto jednak policzyć koszty dla poszczególnych transakcji. Przykładowo, przedsiębiorstwo A sprzedało towar na rynek USA wart 1 mln zł. W dniu podpisania umowy dolar kosztował 2,5 zł, ale w dniu płatności spadł do 2,4 zł. Sprzedawca dostanie w złotych jedynie 960 tys. zł. Przy marży na poziomie 10 proc. zysk spadnie z oczekiwanych ok. 100 tys. zł do 60 tys. zł. Przy marży na poziomie 20 proc. – zysk skurczy się ze 160 tys. do 120 tys., a przy 5 proc. – z 45 tys. zł do ok. 10 tys. zł.

Wahania euro nie są tak szkodliwe, ale także wpływają na rentowność eksportu. Zakładamy, że firma B sprzedaje towar wart 1,2 mln zł, kurs euro spadł podczas tej transakcji z 3,65 do 3,6 proc. (zmiana o 1,4 proc.). Przy marży w wysokości 5 proc. wahania kursu zmniejszają zysk o ok. 27 proc., czyli o 16,4 tys. zł. Jeśli euro spadnie do 3,57 zł (zmiana o 2,2 proc.) – zysk może być mniejszy już o 44 proc., czyli o 26 tys. zł.

Inna sprawa, że nawet najlepsze zabezpieczenia nie uchronią polskich firm przed długotrwałym spadkiem wartości walut. Umacniający się złoty stawia przed nimi coraz większe wymagania. Firmy więc ciągle tną koszty i szukają oszczędności, podnoszą ceny dla zagranicznych odbiorców czy wycofują się na rynek krajowy, na co pozwala silny popyt wewnętrzny. Co ciekawe, dolar coraz bardziej traci na znaczeniu jako waluta rozliczeniowa. Jeszcze kilka lat temu ok. 30 proc. eksportu realizowane było w dolarach, obecnie – wedle szacunków prof. Marczewskiego – ok. 10 proc. Dane Raiffeisen Banku pokazują, że w październiku ub.r. ok. 10 proc. transakcji dotyczyło dolara, w październiku tego roku już tylko 8 proc.

Obecnie największą popularnością wśród klientów banków cieszą się najprostsze instrumenty zabezpieczania się przed ryzykiem kursowym. Zaliczyć tu trzeba przede wszystkim terminowe transakcje sprzedaży – forward. Taka transakcja, w pewnym uproszczeniu, polega na zagwarantowaniu sobie przyszłego kursu wymiany. Jest on z góry znany i nie podlega negocjacji. Gdy taka strategia nie satysfakcjonuje klienta, bank może zbudować dla niego tzw. zerokosztową strategię opcyjną. – Możliwości ich tworzenia są niemal nieograniczone. Możemy np. zagwarantować, że w razie spadku kursu firma sprzeda walutę po kursie nie gorszym, niż określony przez strony, w zamian za zobowiązanie, że w razie zwyżki zrezygnuje z możliwości sprzedawania po cenie wyższej niż kolejny poziom umówiony z bankiem – mówi Filip Kaczmarek z ING.

Niektóre strategie opcyjne mogą być budowane tak, by przedsiębiorca wymienił waluty po kursie korzystniejszym, niż wynikający ze zwykłej transakcji terminowej forward. – W przypadku eksporterów taki efekt jest możliwy do osiągnięcia, jednak za cenę tego, że przedsiębiorca akceptuje możliwość wyłączenia zabezpieczenia przy silnym spadku kursu walutowego. Część klientów nie chciało zaakceptować kursu wynikającego ze stawek na rynku terminowym i postawiło na bardziej ryzykowne struktury. Jednak amerykańska waluta straciła więcej, niż oczekiwali, ich zabezpieczenie nie zadziałało i musieli rozliczyć transakcję po bardzo niekorzystnych aktualnych stawkach rynkowych – tłumaczy Mikołaj Bąk, koordynator ds. sprzedaży instrumentów pochodnych w Raiffeisen Banku.

Przedstawiciele banków przekonują też o sensie zabezpieczania transakcji w euro. Dotyczy to zwłaszcza firm działających w branżach, gdzie marże są niewysokie. Dla nich osłabienie kursu euro nawet o kilka procent może się okazać zabójcze.

Nie zabezpieczamy 100 proc. transakcji walutowych. Zrobiliśmy analizę zysków i strat i okazało się, że nie ma złotego środka, który całkowicie chroniłby przed ryzykiem. Na każdej operacji można skorzystać lub stracić. Dlatego stosujemy mieszany system zabezpieczeń. Przy krótkoterminowych umowach ubezpieczamy się transakcjami forwardowymi. Jednak ciężko uznać je za najlepsze rozwiązanie przy dłuższych kontraktach. Eksportujemy obecnie ok. 30 proc. produkcji. Gdy złoty się umacnia, nie dążymy na siłę do zwiększania eksportu, co nie oznacza, że go ograniczamy. Po prostu tylko realizujemy kontrakty. Staramy się za to zwiększyć sprzedaż na rynek krajowy przez różne kanały dystrybucji. Gdy złoty się osłabia – nastawiamy się na zagraniczną ekspansję.

Umacnianie się złotego miało negatywny wpływ na wysokość przychodu osiąganego w złotych oraz zdecydowanie negatywny wpływ na poziom rentowności sprzedaży, szczególnie w przypadku ostatniego nagłego osłabienia kursu dolara. Większość surowców używanych do produkcji kupowana jest za euro lub dolary. Z uwagi na wysokie ceny metali surowce stanowią dużą część kosztów produkcji. Firma stosuje również ubezpieczenia kursów walut przy sprzedaży eksportowej, aby zapewnić stały poziom marż i przychodu.

Według danych za dziesięć miesięcy tego roku sprzedaż na rynki zagraniczne stanowiła ponad 69 proc. łącznej sprzedaży i wynosiła pond 3 mld zł. W dolarach realizowanych jest 15 proc. eksportu.

Nie zabezpieczamy naszych transakcji walutowych. Głównie dlatego, że nie mamy długoterminowych kontraktów i nie mamy możliwości zaplanowania przepływu walut. Poza tym kiedyś próbowaliśmy się zabezpieczyć i akurat kurs zachowywał się odwrotnie do naszych oczekiwań, ponieśliśmy straty. Ostatnio bardzo dotkliwy był dla nas spadek wartości funta brytyjskiego, grubo poniżej opłacalności eksportu. Staramy się renegocjować ceny dla odbiorców w Wielkiej Brytanii, ale nie jest to łatwe. Anglikom trudno zrozumieć, że ich królewska waluta traci na wartości wobec jakiegoś tam złotego. Na eksport wysyłamy 35 – 40 proc. Polski drób jest najtańszy w Europie, nawet czeski jest o 30 proc. droższy. Konieczne wydaje się więc dorównanie do średniego poziomu cen w Europie.

Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu