W ostatnim czasie kilka dużych instytucji finansowych obniżyło prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski na 2008 r. BPH i ING przewidują, że PKB zwiększy się o 5,1 proc., a Deutsche Bank i Citibank, że będzie to 5 proc. Trudno uznać to za "czarne prognozy", wręcz przeciwnie — wciąż są one bardzo dobre. Ale po wzroście o około 6,5 proc. w 2007 r. wyraźnie widać, że powoli coś zaczyna zgrzytać. Co?
Na pewno siłą polskiej gospodarki są i pozostaną konsumenci. GUS podał dzisiaj, że sprzedaż detaliczna była w listopadzie aż o 19,2 proc. wyższa niż przed rokiem. Bardzo szybko rośnie popyt na towary uznawane za luksusowe, a przynajmniej "z górnej półki". Sprzedaż samochodów i innych pojazdów zwiększyła się w ciągu roku aż o 41,3 proc., mebli, sprzętu RTV i AGD — o 21,2 proc. Tymczasem sprzedaż żywności, a zatem podstawowych artykułów nabywanych przez gospodarstwa domowe, zwiększyła się o 17,4 proc. A warto wspomnieć, że w tej grupie towarów odnotowywany jest ostatnio bardzo wysoki wzrost cen, a zatem realny wzrost sprzedaży był znacznie niższy.
Polacy mogą nieco swobodniej wydawać pieniądze, ponieważ coraz więcej zarabiają. W listopadzie wzrost płac wyniósł 12 proc. w porównaniu z listopadem 2006 r., co po uwzględnieniu inflacji oznacza zwiększenie się siły nabywczej o 8,4 proc. (Na wartość zarobków nie można spoglądać bowiem jedynie z perspektywy ilości zer na koncie, ale tego, co można za swoje wynagrodzenie kupić. Jeżeli ceny rosną, to "zjada" to część wzrostu pensji).
A wynagrodzenia rosną tak szybko, ponieważ większa jest siła pracowników w negocjacjach z pracodawcami. Firmy po prostu muszą stosować zachęty, żeby znaleźć ludzi do pracy. Bezrobocie rejestrowane w listopadzie wyniosło 11,2 proc., czyli o 0,1 proc. mniej niż w październiku. Te liczby jednak niewiele mówią, jeżeli nie opatrzy się ich dodatkowym komentarzem. Po pierwsze, jest to pierwszy od wielu lat spadek bezrobocia w listopadzie. Zwykle jesień i zima są dla pracowników trudniejsze, ponieważ wygasają prace sezonowe. Po drugie, bezrobocie rejestrowane nie uwzględnia tych osób, które sprytnie idą po zasiłek do urzędu pracy a na boku wykonują jakieś zajęcie zarobkowe. Badania aktywności ekonomicznej ludności wskazują, że prawdziwe bezrobocie wynosi w Polsce tylko 9 proc. Biorąc pod uwagę, że wielu Polaków jest bardzo mało mobilnych (kto z Olsztyna będzie chciał pracować w Krakowie?), a poziom wykształcenia jest dość niski, można powiedzieć, że bezrobocie w Polsce jest bardzo niskie.
Ale jednak nie wszystko w gospodarce kręci się tak szybko, jak do tej pory.