– To ostatni moment na prywatyzację. Inaczej warszawskiej giełdzie grozi marginalizacja, co groziłoby zwiększeniem kosztów pozyskiwania kapitału przez firmy – przekonywał wczoraj Michał Chyczewski, wiceminister skarbu. Wtórował mu prezes giełdy Ludwik Sobolewski. Wiceminister skarbu zaprezentował szczegółowy plan prywatyzacji Giełdy Papierów Wartościowych.
Pierwszy etap, w którym państwo sprzeda 47,8 proc. posiadanych udziałów, ma się zakończyć w październiku. Ubiegłoroczne szacunki wskazują, że GPW warta jest 1,8 mld zł, a zatem sprzedawane akcje miałyby wartość ok. 860 mln zł. Ale od ostatniej wyceny minęło już ponad pół roku, a resort nie chce podać nowych szacunków.
W ciągu kolejnych trzech lat Skarb Państwa sprzeda kolejny pakiet – chce przy tym, żeby akcjonariat giełdy był stabilny i żeby nie mogła ona się stać celem przejęcia przez duże zagraniczne sojusze giełdowe.
– GPW powinna być podmiotem przejmującym, a nie przejmowanym – mówił Chyczewski. Dlatego 28,8 proc. udziałów ma trafić w ręce instytucji finansowych działających na polskim rynku kapitałowym, a 19 proc. znajdzie się w publicznym obrocie dla inwestorów indywidualnych. Chociaż ostateczny podział ma zależeć od zgłoszonego popytu (granica w ofercie publicznej to 12,8 – 27,8 proc. akcji, a w ofercie do instytucji – od 20 do 35 proc.).
Do pierwszej grupy, określonej przez Chyczewskiego "klubem", należą domy maklerskie, banki prowadzące działalność maklerską, fundusze inwestycyjne oraz fundusze emerytalne. Takich instytucji jest 35. Chyczewski tłumaczył, że powinny one być zainteresowane długoterminową inwestycją w GPW, gdyż od jej rozwoju zależy kondycja rynku kapitałowego.