Dlaczego i jak obniżyć opodatkowanie dochodów z pracy?

Gdyby w ciągu najbliższych dziesięciu lat wskaźnik zatrudnienia wzrósł u nas do poziomu średniej w krajach strefy euro (z 57 do 66 proc.), to przeciętne tempo wzrostu gospodarki podniosłoby się o 1 – 1,4 pkt proc.

Publikacja: 29.07.2008 03:13

Dlaczego i jak obniżyć opodatkowanie dochodów z pracy?

Foto: Rzeczpospolita

Red

Aby podtrzymać szybki rozwój, musimy podnieść odsetek pracujących wśród osób w wieku produkcyjnym i zapobiec zmniejszeniu się odsetka osób w wieku produkcyjnym w ludności ogółem. Jeśli nie przyciągniemy na nasz rynek pracy osób z zagranicy, to do 2020 roku liczba osób w wieku produkcyjnym skurczy się nawet o 2 mln, a liczba ludności – o 260 tys. Będący tego skutkiem spadek odsetka osób w wieku produkcyjnym obniżyłby tempo wzrostu PKB na mieszkańca o 0,5 – 0,8 pkt proc.

Aby więcej ludzi pracowało w naszym kraju, zatrudnianie musi stać się dla firm bardziej opłacalne niż dotychczas. Musi też wzrosnąć opłacalność życia z pracy w stosunku do utrzymywania się z innych źródeł.

Dla spełnienia tych warunków trzeba by zmniejszyć klin, jaki między koszty pracy ponoszone przez firmy a siłę nabywczą wynagrodzeń pobieranych przez pracowników wpychają podatki, z których część jest nazywana składkami. Na klin składają się u nas PIT oraz dziewięć rodzajów składek, a także VAT i akcyza, które powodują, że za daną płacę netto możemy kupić mniej dóbr.

Jeśli redukcja podatków miałaby zwiększyć zatrudnienie, to musiałaby być trwała. Aby tak się stało, trzeba by ją poprzedzić ograniczeniem udziału wydatków państwa

Ponadto owe podatki należałoby obniżać tak, aby korzyść z ich redukcji odnosili głównie pra-cujący. Ten warunek wyklucza zmniejszenie VAT, gdyż jest on płacony przez wszystkich. Zawęża też możliwości obniżenia PIT, bo płaci się go również od więk-szości świadczeń socjalnych. Jeśli redukcja PIT miałaby zwiększyć opłacalność pracy w stosunku do utrzymywania się z innych źródeł, to powinna dotyczyć tylko dochodów na tyle wysokich, że nie sposób je osiągnąć bez pracy, lub mieć postać ulgi, z której mogliby korzystać wyłącznie pracujący.

Wreszcie obniżka powinna być skierowana głównie do tych, którzy decydując o podjęciu pracy, kierują się wysokością podatków. Istnieją cztery takie grupy: osoby młode, starsze, o niskich i o wysokich dochodach. Osoby młode nie muszą się utrzymywać z własnej pracy. Mogą wybrać życie na rachunek rodziców. Osoby starsze, dzięki wczesnym emeryturom, też mają swobodę wyboru. Dla osób o niskich dochodach atrakcyjną finansowo alternatywą dla utrzymywania się z pracy zawodowej może być życie z zasiłków lub pensji członka rodziny – także dlatego, że podjęcie pracy wiąże się z pewnymi stałymi kosztami (np. dojazdu, zakupu usług wykonywanych wcześniej samodzielnie w domu). Osoby o wysokich dochodach mogą w dużym stopniu zaspokoić potrzeby konsumpcyjne, a to zwiększa wagę, jaką przywiązują do czasu wolnego; aby zdecydowały się one na dodatkowy wysiłek, musi on im przynieść duży dochód.

To jeszcze nie wszystkie warunki. Jeżeli redukcja podatków miałaby zwiększyć zatrudnienie, to musiałaby być trwała. Aby tak się stało, musiałaby być poprzedzona ograniczeniem udziału wydatków państwa w PKB o takiej samej skali jak przewidywany ubytek jego dochodów w relacji do PKB. Ale poza okresami, w których państwo stoi przed widmem kryzysu finansów publicznych, jedyne, co zazwyczaj da się zrobić, to zwiększać je w tempie wolniejszym, niż rośnie gospodarka. W krótkim czasie uzyskuje się w ten sposób tylko nieznaczne oszczędności. Niewielka więc musiałaby być także redukcja podatków. To jest dodatkowy argument za skoncentrowaniem jej na wybranych grupach pracowników, zwłaszcza na osobach młodych i starszych. Mimo że aż 38 proc. osób w wieku produkcyjnym ma od 15 do 24 lub od 55 do 64 lat, na te dwie grupy wiekowe przypada tylko 18 proc. zatrudnionych. Ponadto redukcja mogłaby objąć składki w części opłacanej przez pracodawców, bo ograniczałaby się wyłącznie do sektora rynkowego; sektor publiczny byłby z niej w praktyce wyłączony – niższe dochody ZUS ze składek opłacanych przez ten sektor oznaczałyby jednocześnie mniejsze wydatki budżetu i samorządów na składki.

Ponadto obniżenie podatków powinno możliwie szybko przynieść korzyści. Jeśli bowiem nie pojawią się one wcześnie, to nie pojawią się wcale, gdyż cykliczne spowolnienie zmusi rząd do ponownego podniesienia podatków. Spośród podatków składających się na klin najszybciej korzyści przyniosłoby obniżenie składek opłacanych przez pracodawców. Z jednej strony zmniejszyłoby ono koszty pracy natychmiast, a nie dopiero po osłabnięciu presji na wzrost wynagrodzeń, jak byłoby w przypadku redukcji PIT lub składek opłacanych przez pracowników. Z drugiej strony, w warunkach szybko rosnących wynagrodzeń, pozwoliłoby firmom na wolniejsze zawężanie marż lub słabsze przenoszenie kosztów wyższych płac na ceny, ograniczające sprzedaż. Wraz z zyskami wolniej spadałaby ich skłonność i zdolność do inwestowania. Spowolnienie, uruchamiane zawsze i wszędzie przez spadek dynamiki inwestycji, nadeszłoby później i byłoby płytsze.Zmiany w podatkach, które godziłyby ze sobą te wszystkie warunki, mogłyby przyjąć następujący kształt.

W celu zrekompensowania firmom szybszego wzrostu płac niż wydajności pracy, obserwowanego od początku 2005 roku, trzeba byłoby zlikwidować składki na Fundusz Pracy (2,45 proc. płacy brutto) i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (0,1 proc.) opłacane przez pracodawców. Fundusze te duszą się od nadmiaru pieniędzy, co zazwyczaj nie sprzyja oszczędnemu gospodarowaniu. Na koniec br. ich lokaty sięgną odpowiednio 2/3 i aż 19-krotności tegorocznych wydatków.

Ponadto można byłoby zredukować składkę rentową opłacaną przez pracodawców – z 4,5 do 2,5 proc. Taka jej wysokość, przy utrzymaniu składki uiszczanej przez pracowników na niezmienionym poziomie (1,5 proc.), generowałaby dochody, które – dzięki zaostrzeniu w 1997 roku warunków przyznawania rent z tytułu niezdolności do pracy – powinny w ciągu kilkunastu lat zbilansować się z wydatkami na ten cel. W efekcie tych zmian w składkach udział zysków w przychodach przedsiębiorstw nie zmniejszałby się, dopóki wzrost wynagrodzeń nie przekroczyłby o 4 pkt proc. wzrostu wydajności.

Opłacalność utrzymywania się z pracy przez osoby młode można byłoby podnieść, zwalniając je w pierwszym roku stażu pracy z całości, a w kolejnych czterech latach z coraz mniejszej części składek rentowej, chorobowej i emerytalnej w części trafiającej do ZUS (wynoszą one, odpowiednio, 1,5, 2,45 i 2,46 proc.). Z kolei zachętą dla osób starszych do pozostawania na rynku pracy byłoby zwalnianie ich – począwszy od 55. roku życia przez dziesięć kolejnych lat – z coraz większej części tych składek.

Bodźcem dla osób o niskich dochodach do utrzymywania się z pracy byłoby zwiększenie ryczałtowych kosztów uzyskania przychodu z obecnych 1335 do 4424 zł. Taki ich wzrost oznaczałby w praktyce dwukrotne podniesienie kwoty wolnej od podatku, ale tylko dla osób, które pracują. Zarobki niewiele przekraczające płacę minimalną stałyby się całkowicie zwolnione z PIT.

Osoby o wysokich dochodach można byłoby skłonić do dodatkowego wysiłku, zastępując dwie stawki PIT (18 i 32 proc.), które mają obowiązywać od przyszłego roku, stawką jednolitą (w wysokości 18 proc.), oraz rozszerzając na składkę na ubezpieczenie chorobowe (2,45 proc. płacy brutto) zasadę, według której od dochodu przekraczającego w ciągu roku 30-krotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia nie odprowadza się składek emerytalno-rentowych.

To ostatnie rozwiązanie oznaczałoby jednocześnie, że zasiłek chorobowy nie mógłby przekroczyć 2,5-krotności przeciętnej płacy. Dzięki temu rzadsza stałaby się „choroba powyborcza”. Pozwala ona odchodzącym ludziom władzy przedłużyć o pół roku okres dobrych zarobków. W efekcie blisko jedna trzecia wydatków z funduszu chorobowego trafia do kieszeni jednej dziesiątej osób o najwyższych dochodach.

W wyniku tych wszystkich zmian klin podatkowy w przypadku przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw spadłby z 40,1 do 34,7 proc., czyli poziomu niewiele wyższego niż w Wielkiej Brytanii. Polska awansowałaby w rankingu krajów OECD uporządkowanych według rosnącej wysokości klina z 20. na 12. pozycję.

Łączny koszt tych zmian wyniósłby około 17,5 mld zł. W dłuższym okresie do ich sfinansowania wystarczyłoby z naddatkiem zablokowanie możliwości przechodzenia na wczesne emerytury i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Te dwie decyzje dotyczące emerytur po dziesięciu latach dałyby oszczędności przekraczające 20 mld zł w skali roku. Ale do 2011 roku, na koniec kadencji tego parlamentu, zmniejszyłyby wydatki publiczne tylko o około 6 mld zł w skali roku. Środków potrzebnych do sfinansowania redukcji podatków trzeba byłoby więc szukać także gdzie indziej. Rozdęcie wydatków publicznych powoduje, że ich znalezienie nie powinno być trudne. Wystarczyłoby zahamować nominalny wzrost wydatków do 4,4 proc. rocznie. Przy takiej ich dynamice można byłoby dodatkowo obniżyć deficyt budżetu – z 2,5 proc. PKB w br. poniżej 1 proc. PKB w 2011 roku.

Autor jest wiceprezesem Fundacji Obywatelskiego Rozwoju

Aby podtrzymać szybki rozwój, musimy podnieść odsetek pracujących wśród osób w wieku produkcyjnym i zapobiec zmniejszeniu się odsetka osób w wieku produkcyjnym w ludności ogółem. Jeśli nie przyciągniemy na nasz rynek pracy osób z zagranicy, to do 2020 roku liczba osób w wieku produkcyjnym skurczy się nawet o 2 mln, a liczba ludności – o 260 tys. Będący tego skutkiem spadek odsetka osób w wieku produkcyjnym obniżyłby tempo wzrostu PKB na mieszkańca o 0,5 – 0,8 pkt proc.

Pozostało 94% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Finanse
W tych sytuacjach trzeba cofnąć zastrzeżenie numeru PESEL. Jak to zrobić?
Finanse
Co zastąpi WIBOR – czy i jakie ma to znaczenie dla klientów banków
Finanse
Jedne wytyczne nadzoru, podwójne standardy firm
Finanse
Jak zastrzec numer PESEL? 5 rzeczy, o których musisz wiedzieć