Wreszcie obniżka powinna być skierowana głównie do tych, którzy decydując o podjęciu pracy, kierują się wysokością podatków. Istnieją cztery takie grupy: osoby młode, starsze, o niskich i o wysokich dochodach. Osoby młode nie muszą się utrzymywać z własnej pracy. Mogą wybrać życie na rachunek rodziców. Osoby starsze, dzięki wczesnym emeryturom, też mają swobodę wyboru. Dla osób o niskich dochodach atrakcyjną finansowo alternatywą dla utrzymywania się z pracy zawodowej może być życie z zasiłków lub pensji członka rodziny – także dlatego, że podjęcie pracy wiąże się z pewnymi stałymi kosztami (np. dojazdu, zakupu usług wykonywanych wcześniej samodzielnie w domu). Osoby o wysokich dochodach mogą w dużym stopniu zaspokoić potrzeby konsumpcyjne, a to zwiększa wagę, jaką przywiązują do czasu wolnego; aby zdecydowały się one na dodatkowy wysiłek, musi on im przynieść duży dochód.
To jeszcze nie wszystkie warunki. Jeżeli redukcja podatków miałaby zwiększyć zatrudnienie, to musiałaby być trwała. Aby tak się stało, musiałaby być poprzedzona ograniczeniem udziału wydatków państwa w PKB o takiej samej skali jak przewidywany ubytek jego dochodów w relacji do PKB. Ale poza okresami, w których państwo stoi przed widmem kryzysu finansów publicznych, jedyne, co zazwyczaj da się zrobić, to zwiększać je w tempie wolniejszym, niż rośnie gospodarka. W krótkim czasie uzyskuje się w ten sposób tylko nieznaczne oszczędności. Niewielka więc musiałaby być także redukcja podatków. To jest dodatkowy argument za skoncentrowaniem jej na wybranych grupach pracowników, zwłaszcza na osobach młodych i starszych. Mimo że aż 38 proc. osób w wieku produkcyjnym ma od 15 do 24 lub od 55 do 64 lat, na te dwie grupy wiekowe przypada tylko 18 proc. zatrudnionych. Ponadto redukcja mogłaby objąć składki w części opłacanej przez pracodawców, bo ograniczałaby się wyłącznie do sektora rynkowego; sektor publiczny byłby z niej w praktyce wyłączony – niższe dochody ZUS ze składek opłacanych przez ten sektor oznaczałyby jednocześnie mniejsze wydatki budżetu i samorządów na składki.
Ponadto obniżenie podatków powinno możliwie szybko przynieść korzyści. Jeśli bowiem nie pojawią się one wcześnie, to nie pojawią się wcale, gdyż cykliczne spowolnienie zmusi rząd do ponownego podniesienia podatków. Spośród podatków składających się na klin najszybciej korzyści przyniosłoby obniżenie składek opłacanych przez pracodawców. Z jednej strony zmniejszyłoby ono koszty pracy natychmiast, a nie dopiero po osłabnięciu presji na wzrost wynagrodzeń, jak byłoby w przypadku redukcji PIT lub składek opłacanych przez pracowników. Z drugiej strony, w warunkach szybko rosnących wynagrodzeń, pozwoliłoby firmom na wolniejsze zawężanie marż lub słabsze przenoszenie kosztów wyższych płac na ceny, ograniczające sprzedaż. Wraz z zyskami wolniej spadałaby ich skłonność i zdolność do inwestowania. Spowolnienie, uruchamiane zawsze i wszędzie przez spadek dynamiki inwestycji, nadeszłoby później i byłoby płytsze.Zmiany w podatkach, które godziłyby ze sobą te wszystkie warunki, mogłyby przyjąć następujący kształt.
W celu zrekompensowania firmom szybszego wzrostu płac niż wydajności pracy, obserwowanego od początku 2005 roku, trzeba byłoby zlikwidować składki na Fundusz Pracy (2,45 proc. płacy brutto) i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (0,1 proc.) opłacane przez pracodawców. Fundusze te duszą się od nadmiaru pieniędzy, co zazwyczaj nie sprzyja oszczędnemu gospodarowaniu. Na koniec br. ich lokaty sięgną odpowiednio 2/3 i aż 19-krotności tegorocznych wydatków.
Ponadto można byłoby zredukować składkę rentową opłacaną przez pracodawców – z 4,5 do 2,5 proc. Taka jej wysokość, przy utrzymaniu składki uiszczanej przez pracowników na niezmienionym poziomie (1,5 proc.), generowałaby dochody, które – dzięki zaostrzeniu w 1997 roku warunków przyznawania rent z tytułu niezdolności do pracy – powinny w ciągu kilkunastu lat zbilansować się z wydatkami na ten cel. W efekcie tych zmian w składkach udział zysków w przychodach przedsiębiorstw nie zmniejszałby się, dopóki wzrost wynagrodzeń nie przekroczyłby o 4 pkt proc. wzrostu wydajności.
Opłacalność utrzymywania się z pracy przez osoby młode można byłoby podnieść, zwalniając je w pierwszym roku stażu pracy z całości, a w kolejnych czterech latach z coraz mniejszej części składek rentowej, chorobowej i emerytalnej w części trafiającej do ZUS (wynoszą one, odpowiednio, 1,5, 2,45 i 2,46 proc.). Z kolei zachętą dla osób starszych do pozostawania na rynku pracy byłoby zwalnianie ich – począwszy od 55. roku życia przez dziesięć kolejnych lat – z coraz większej części tych składek.