Premier Rosji i wiceprezes banku centralnego starali się dowieść, że ostatni spadek kursu rubla to efekt polityki pieniężnej, a nie następstwo wojny z Gruzją
– Bank Centralny nie będzie twardo zarządzał kursem naszej waluty – wyjaśnił Władimir Putin. Zaś Siergiej Ignatiew, wiceprezes rosyjskiego banku centralnego (RBC), uważa, że dopiero za dwa miesiące będzie można ocenić tę politykę przede wszystkim pod kątem powstrzymania wypływu kapitału z kraju. Ich zdaniem to wyjaśnienie powinno uspokoić rynek, w tym także obywateli, którzy spanikowani ustawiają się pod kantorami, bo za wszelką cenę chcą wymienić ruble na walutę, która będzie pewniejsza. Premier Putin jest również zdania, że do końca tego roku napłynie do Rosji co najmniej 30 – 40 mld dol.
Analitycy z wielką rezerwą podchodzą do tak optymistycznych wypowiedzi. Zdaniem Radosława Bodysa, wiceprezesa Merrill Lynch na Europę Środkową i Wschodnią, spadki na giełdzie rosyjskiej i deprecjacja rubla w ostatnich dniach wycenianego na ok. 20 – 50 mld dolarów to dopiero początek "głosowania nogami" przez inwestorów. W imieniu Unii Europejskiej i cywilizowanego świata gospodarczego wymierzają oni Rosji sankcje ekonomiczne, jakich nie doświadczyła od dawna – powiedział "Rz" Bodys. – W połączeniu z wydarzeniami wokół firm TNKBP i Total oznacza to, że żaden inwestor zagraniczny przy zdrowych zmysłach nie zainwestuje w Rosji przez najbliższe kilka lat, a pozostali zrewidują swoje plany strategiczne co do tego rynku – dodaje ekonomista Merrill Lynch.
Według niego oznacza to, że budowa elektrowni jądrowych powinna być strategicznym celem numer jeden dla wszystkich państw w regionie. Dla rynku finansowego oznacza to wzrost premii za ryzyko; czyli niższe wyceny walut, akcji i instrumentów dłużnych – tym większe, im bliżej znajdują się Rosji. Zdaniem Alexandra Morozowa, głównego ekonomisty ds. Rosji i Wspólnoty Niepodległych Państw w banku HSBC, ryzyko polityczne związane z inwestowaniem w Rosji powoduje, że pieniądze te długo nie wrócą do tego kraju. Nie brak jednak i bardziej optymistycznych dla Rosji opinii. Zdaniem Tatiany Orłowej, ekonomistki moskiewskiego oddziału ING, gruzińska awantura kosztowała Rosjan już 18 mld dolarów wydanych na interwencje na rynku. Jej zdaniem sytuacja nie poprawi się co najmniej do listopadowych wyborów prezydenckich w USA.