O gazociągu w Szwecji mówiło się do tej pory bardzo niewiele. Ale od 1 lipca to Szwecja obejmie przewodnictwo w Unii Europejskiej – dlatego temat musiał być podjęty.
Tak naprawdę jednak Szwecja nie spieszy się z ostateczną decyzją. Ministerstwo Gospodarki właśnie przedłużyło na okres wakacji czas na wydawanie opinii 60 instancjom. We wrześniu analogiczną decyzję ma podjąć Finlandia.
Tymczasem na kilka dni przed objęciem prezydencji w Unii przez Szwecję opozycja stwierdziła, że nie chce „rosyjsko-niemieckiego rurociągu na dnie Bałtyku”. Zarzuciła też rządowi, że nie zajął jeszcze w tej sprawie stanowiska. – Szwecja podejmie decyzję zgodnie z prawem krajowym i międzynarodową konwencją – podkreślił premier Szwecji Fredrik Reinfeldt.
Maria Wetterstrand, rzeczniczka Partii Zielonych, domaga się, by Szwecja wykorzystała prawne możliwości, by wstrzymać budowę gazociągu. Jeżeli jednak budowa dojdzie do skutku, to Szwecja jej zdaniem nie może pozwolić na powstanie nitki gazociągu do Szwecji. – Nie będziemy się uzależniać od rosyjskiego gazu – podkreśliła.
Decyzje wszystkich urzędów w kwestii gazociągu miały być znane w czerwcu. Ale dopiero w tym miesiącu Nord Stream wystąpił z propozycją alternatywnej trasy dla gazociągu, bardziej na wschód wokół strefy Midsjöbankarna i Hoburgsbank zaliczanej do obszaru podlegającego ochronie, o którą Szwedzi szczególnie się niepokoją.