Na początku roku rząd zaprezentował „Plan konsolidacji i rozwoju finansów publicznych”, który miał być podstawowym dokumentem strategii rządzących w zakresie polityki fiskalnej. Dosyć długo czekaliśmy na wymierne efekty zapisów planu – dopiero teraz skierowana została do zaopiniowania w resortach nowelizacja ustawy o finansach publicznych, która zakłada wprowadzenie tzw. reguły wydatkowej, tj. ustawowego ograniczenia tempa wzrostu wydatków publicznych.
Według zapisów planu reguła wydatkowa miała być zapisana w dodatkowym akcie prawnym: ustawie o stabilności finansów publicznych. Dobrze, że rząd zrezygnował z pomysłu uchwalania nowej ustawy – po co komplikować system prawny przez tworzenie aktu prawnego regulującego obszar, który jest już opisany m.in. w konstytucji i ustawie o finansach publicznych?
Na pierwszy rzut oka zapis ograniczający tempo wzrostu wydatków publicznych jest racjonalny, bo stabilizuje ogólny poziom wydatków publicznych, a tym samym przyczynia się do „wychodzenia” z deficytu budżetowego. Pamiętać jednak należy, że przecież w naszym interesie jest nie tyle stabilizacja struktury finansów publicznych, ile ich zmiana na korzyść wzrostu tzw. wydatków prorozwojowych. Krótko mówiąc, niektóre kategorie wydatków muszą bardzo szybko rosnąć, jeśli chcemy myśleć o nadrabianiu dystansu cywilizacyjnego – jeżeli wydatki na budowę autostrad czy zbiorników retencyjnych będą rosnąć w tempie inflacja plus 1 pkt proc., to za naszego życia nie doczekamy się porządnej infrastruktury.
Warto także mieć na uwadze, że taka reguła wydatkowa może być przeszkodą w szybkim działaniu państwa w nagłych potrzebach – posuwając się do absurdalnego przykładu, całkiem realna jest sytuacja, że w obliczu powodzi nie można kupić dodatkowych worków z piaskiem, bo ten dodatkowy wydatek wymagałby nowelizacji ustawy o finansach publicznych.
Innym zastrzeżeniem do reguły wydatkowej jest obserwowana tendencja do kreatywności księgowej w systemie finansów publicznych, tj. pokusy, aby ten czy inny wydatek tak zaksięgować, żeby nie naruszał reguły, ale pozwalał na wydatkowanie środków publicznych. Obecny rząd powinien o tym pamiętać, bo przecież sam dokonywał zabiegów, żeby „obniżyć” deficyt budżetowy – można tu wspomnieć o Funduszu Drogowym czy wyłączeniu środków unijnych z budżetu państwa.