Rosjanie żartują, że u nich ceny spadają tylko wtedy, gdy władza się im przygląda. Tak było i teraz z cenami paliw na stacjach benzynowych. Rosły sobie spokojnie od października; kierowcy klęli, że kraj pompuje najwięcej ropy na świecie, a swoim sprzedaje najdrożej, ale nikt tego nie słyszał.
Aż tu nagle w czwartek na posiedzeniu Rady Ministrów premier Władimir Putin się zdenerwował, bo usłyszał, że od końca 2010 roku do lutego ceny paliw na rosyjskich stacjach podskoczyły o 23 – 55 proc. (najwięcej olej napędowy, który jest już droższy od benzyny 92). Premier spojrzał groźnie na odpowiadającego za sektor energetyczny wicepremiera Igora Sieczina i polecił:
– Razem ze służbą antymonopolową sprawdzicie i poprowadzicie dochodzenie w sprawie zawyżania cen, aż do logicznego zakończenia. Ważne, by konsumenci poczuli rezultaty tego dochodzenia w swojej kieszeni – mówił Putin, nie pozostawiając wątpliwości, jakich wyników oczekuje.
Tego samego dnia Federalna Służba Antymonopolowa (FSA) ogłosiła wszczęcie dochodzenia przeciwko koncernom: Rosnieft, Gazprom Nieft i Łukoil. To trzecie takie dochodzenie. Dwa poprzednie (obejmowały też TNK-BP) w latach 2008 – 2010 zakończyły się nałożeniem kar na kwotę łączną 26 mld rubli (0,9 mld dol.) za zmowę cenową. Potem została ona obniżona do 15 mld rubli (0,5 mld dol.).
Tym razem firmy nie czekały na wymiar kary. FSA może bowiem nałożyć grzywnę od 1 proc. do 15 proc. rocznych przychodów koncernu ze sprzedaży produktów naftowych. Pierwszy ogłosił obniżkę lider rynku – państwowy Rosnieft; po niej Gazprom Nieft, TNK-BP i wreszcie poddał się największy prywatny koncern Łukoil i też ogłosił obniżkę cen swoich benzyn i olejów. I nie są to małe redukcje. Brytyjsko-rosyjskie TNK-BP obniżyło cenę oleju o 1,2 rubla na litrze, a Gazprom o rubla. Wagit Alekpierow, prezes Łukoilu zapowiedział redukcję o 1 – 2 ruble na litrze.