W piątek spotkaniem z francuskim prezydentem rozpocznie się szczyt ministrów finansów G20- grupy krajów kluczowych dla światowej gospodarki. Polska jest tam reprezentowana przez Unię Europejską. Przy tym podczas konferencji, która potrwa cały weekend, gospodarze na życzenie Unii Europejskiej nie chcą rozmawiać w Paryżu o sprawach najbardziej drażliwych.
Obrady jednak nie będą łatwe, bo rozbieżność w poglądach między krajami najbogatszymi a najszybciej rozwijającymi się jest ogromna. Francuzi uważają, że reformując systemy walutowe, oraz wprowadzając mechanizmy kontrolne także na rynkach żywności uchronią najbiedniejsze kraje świata przed zawirowania spowodowane drastyczną zwyżką cen żywności i zapaścią w handlu zagranicznym. Temat jest jak najbardziej na czasie, bo jednym z powodów zamieszek w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. —Musimy zacząć od zdiagnozowania sytuacji, potem określimy środki, jaki można się uporać z tym kłopotem- mówiła minister gospodarki i finansów Francji, Christine Lagarde.
Zanim ministrowie usiądą do stołu, zaplanowano spotkania oddzielnie krajów z tzw grupy BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny do których dołączyła jeszcze RPA). W tym samym czasie amerykański sekretarz skarbu, Timothy Geithner ma naradzić się z Christine Lagarde. Wiadomo, że kraje bogate chcą przypuścić frontalny atak na Chińczyków, bo w ich przekonaniu niezrównoważony handel na świecie jest spowodowany zbyt słabym kursem juana. Będą starali się również namówić Chińczyków, żeby obniżyli rezerwy walutowe. I Amerykanie i Francuzi są przekonani, że Chińczycy sztucznie zaniżają kurs swojej waluty, aby w ten sposób wspierać eksport. Władze w Pekinie oczywiście odpierają takie sugestie i zapewniają, że nierównowaga w światowym handlu wynika przede wszystkim ze strukturalnych problemów w gospodarce ich partnerów handlowych. W ubiegłym roku sytuacja była dokładnie taka sama i Chińczycy kategorycznie odrzucili możliwość wprowadzenia mechanizmu, który wprowadzałby automatycznie mechanizmy obronne, kiedy nadwyżka, lub deficyt rachunku bieżącego przekroczyłyby 4 proc. PKB.
Według agencji AFP Unia Europejska sugerowała, aby sprawy najbardziej drażliwe odłożyć„ na później”. Francuzi w pełni się zgadzają. —Przecież nie możemy powiedzieć tak: przestańcie eksportować, obniżcie swoją konkurencyjność, przestańcie konsumować — tłumaczyła pani Lagarde. I dodała: —Mimo wszystko jednak musimy poszukać jakiegoś punktu równowagi, w którym wszyscy będą w stanie skorzystać. Trzeba wziąć pod uwagę inflację i stosunki społeczne. Danuta Walewska