– Każdy punkt procentowy inflacji powyżej poziomu zapisanego w budżecie oznacza wzrost nominalnych dochodów o ok. 700 mln zł – szacuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Rząd założył w ustawie budżetowej na ten rok, że średnioroczna inflacja wyniesie 2,3 proc., a w projekcie na przyszły rok zapisano już wyższy poziom przewidywany na 2011 r. – 3,5 proc. Tymczasem po ostatnim rekordowym odczycie za maj (5 proc. r./r.) ekonomiści spodziewają się, że średnioroczna inflacja w tym roku może wynieść nawet 4,6 proc. Nie wierzą też, że bankowi centralnemu uda się zbić inflację w 2012 r. do celu inflacyjnego, czyli 2,5 proc. Większość wierzy wprawdzie, że najgorsze mamy już za sobą i teraz ceny będą już rosły wolniej, ale np. analitycy JP Morgana wskazują, że w sierpniu roczny wskaźnik może osiągnąć 5,2 proc.
Niezależnie od scenariusza, jaki nas czeka, wpływy z podatków już są wyższe od zakładanych. W całym roku – jak szacują ekonomiści – tylko z powodu wyższej inflacji dodatkowe dochody mogą przekroczyć 4 mld zł. To nie koniec pozytywnych informacji na ten rok. Wzrost gospodarczy wyższy co najmniej o pół punktu procentowego od planu (3,5 proc.) oraz wpłata z zysku NBP (wyższa o 4 mld zł od założeń) spowodują, że tegoroczna sytuacja finansów państwa rzeczywiście nie będzie najgorsza. Minister finansów już ogłosił, że deficyt budżetowy może być nawet niższy niż 30 mld zł wobec planowanych 40,2 mld zł. – Wyższa inflacja oznacza wyższy nominalny wzrost PKB, niższy deficyt fiskalny i niższy dług publiczny w relacji do PKB – tłumaczy Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego. – Według naszych szacunków, uwzględniających wszystkie te czynniki, i przy założeniu, że kurs złotego będzie się wahał w przedziale 3,9 – 4 za euro, dług publiczny sięgnie w 2011 r. około 51,3 – 51,6 proc. PKB – podkreśla. Rząd zakładał poziom 54 proc. PKB.
Niestety, wysoka inflacja to także złe informacje. – Zmniejszenie realnej siły nabywczej może spowodować w drugiej połowie roku spadek dynamiki konsumpcji – wyjaśnia Rafał Benecki, ekonomista z ING.
Wysoka inflacja odbije się też niekorzystnie na budżecie 2012 r., kiedy to rząd będzie musiał przeprowadzić wyższą niż ostatnio waloryzację rent, emerytur i innych świadczeń uzależnionych od inflacji. Z szacunków "Rz" wynika, że będzie musiał wydać na ich indeksację nawet 3,5 mld zł więcej, niż zaplanował (5,4 mld zł). – Warto brać to pod uwagę, rozmawiając o budżecie na 2012 r., bo wtedy gospodarka najprawdopodobniej zwolni – zaznacza Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao.