Premier Donald Tusk i inni politycy PO mówią nam, że "dramatyczne" zakończenie wystąpienia ministra finansów Jacka Rostowskiego w Parlamencie Europejskim miało być silnym apelem skierowanym do przywódców strefy euro, aby ci zaczęli "wreszcie" podejmować decyzje prowadzące do zakończenia obecnego stanu napięcia, czy wręcz kryzysu, w strefie euro - uważa Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
Przypomnijmy, że w ubiegłą środę minister przemawiając w Parlamencie Europejskim w Strasburgu w dramatycznych słowach apelował do szefów strefy euro o pilne działania antykryzysowe. Nie wahał się wspomnieć nawet o groźbie wojny.
W ocenie profesora Gomułki słowa to jedno, a fakt, że z polskiej strony, która od lipca sprawuje w Unii Europejskiej prezydencję, nie padły żadne konkretne propozycje rozwiązania kryzysowej sytuacji. - Ze strony Niemiec, Francji i innych głównych decydentów, czyli MFW i EBC został przedstawiony plan działania, polegający na obniżeniu stopy procentowej od długów Grecji, Portugalii i Irlandii do niskiego poziomu 3,5 proc. - wyjaśnia ekonomista BCC. - Zawierał on też propozycję dalszego skupowania papierów tych i innych zagrożonych krajów - jeśli będzie to konieczne - przez EFSF i EBC. Oczywiście w połączeniu z koniecznością przeprowadzenia reform przez kredytobiorców. Założono też udział sektora prywatnego w oddłużaniu krajów PIIGS. Gomułka przypomniał, że ten plan był całkiem niedawno chwalony przez ministra Rostowskiego.
W jego ocenie minister w swym przemówieniu powinien raczej położyć nacisk na posunięciach, które teraz muszą wykonać zagrożone kraje, szczególnie Grecja.
- Sytuacja Grecji jest wyjątkowo trudna - uważa profesor. - Decyzje należą teraz do niej, a nie do reszty strefy euro. Zdaniem ekonomisty kraj ten ma trzy wyjścia: