Chodzi o przedsiębiorstwa, w których Skarb Państwa ma udziały przekraczające 5 proc. Zarządzający nimi muszą się liczyć z podatkową kominówką w wysokości 75 proc. To oznacza, że np. prezesowi Electricite de France Henriemu Proglio zostanie 500 tys. euro z rocznej pensji 1,6 mln. Podobnie będzie w przypadku szefów Arevy, Aeroports de Paris, France Telecom czy GDF Suez. Cel działań jest prosty – żaden prezes nie ma prawa zarobić więcej niż 20-krotność najniższej francuskiej pensji.
Najbliżsi współpracownicy Hollande'a uważają, że jest to bardzo nowoczesny sposób wprowadzania solidarności społecznej. Przy tym nie wyklucza się, że prezesowi zostanie darowana część podwyżki podatku, jeśli wprowadzi on wyższe zarobki dla swoich pracowników. Wtedy będzie mógł zarobić znów 20-krotność, ale najniższej pensji w swojej firmie. – Regulacje nie wystarczą, nam zależy na tym, by zmienić mentalność ludzi – mówił jeden z bliskich współpracowników prezydenta elekta.
Poważnie obawiają się nowych podatków także przedsiębiorcy prywatni, którzy w ostatnich miesiącach, kiedy wygrana Hollande'a stawała się coraz bardziej prawdopodobna, przenosili swoje rachunki do Belgii i Luksemburga, wywołując przy okazji boom na tamtejszym rynku nieruchomości. – Jeśli Hollande będzie chciał znaleźć szefa dla państwowych firm gdzieś poza rządem, będzie mu teraz trudno – uważa Didier Vuchot, prezes firmy inwestycyjnej Korn/Ferry International.
Zaporowy podatek mają zapłacić wszyscy, którzy zarabiają ponad milion euro rocznie. Prawnicy przyznają, że wprowadzenie takiej zmiany będzie proste i można to zrobić stosunkowo szybko. Ostrzegają jednak, że w ten sposób dojdzie do znacznego spadku konkurencyjności tych firm, bo właśnie wysokie zarobki ściągały do EDF i podobnych koncernów najlepszych specjalistów.
Zapowiedź wyższych podatków dla państwowych milionerów spotkała się z krytyką przedsiębiorców, pod których naciskiem w ostatnich latach urynkowiono płace w firmach z udziałem Skarbu Państwa, tak aby mogły one lepiej funkcjonować na rynku. Vincente Cunat z London School of Economics nie ukrywa, że jego zdaniem to rozwiązanie jest wręcz prostackie. – Nie chodzi o to, że jestem przeciwny reformom wynagrodzeń dla menedżerów. Ale pomysł Francois Hollande'a jest moim zdaniem źle umotywowany – uważa Cunat.