O takim zagrożeniu poinformował wicegubernator Banku Anglii (BoE) Paul Tucker, gdy w poniedziałek wieczorem wystąpił przed komisją skarbową brytyjskiej Izby Gmin, która bada sprawę manipulacji LIBOREM w trakcie kryzysu finansowego z lat 2007–2009.
Tucker wyraził obawy, że burza, jaka rozpętała się wokół LIBORU, może zniechęcić banki do raportowania swoich szacunkowych kosztów zadłużania się na rynku międzybankowym, na podstawie których Agencja Reutera oblicza te stopy. Wówczas z dnia na dzień zabrakłoby wyznacznika dla oprocentowania produktów finansowych o szacunkowej wartości 360 bln dol.
Na przesłuchaniu wicegubernator BoE zaprzeczył, jakoby instytucja ta zachęcała w trakcie kryzysu banki komercyjne do zaniżania raportowanych kosztów zadłużania się, świadczących o ich reputacji. Na to, że BoE próbował w ten sposób uspokoić inwestorów, dla których rosnący LIBOR jest oznaką braku wzajemnego zaufania instytucji finansowych, wskazują ujawnione w ubiegłym tygodniu notatki z rozmowy Tuckera z szefem bankowości inwestycyjnej banku Barclays Bobem Diamondem z jesieni 2008 r. (ten ostatni w 2011 r. awansował na prezesa, ale zrezygnował z tej funkcji, gdy w czerwcu Barclays musiał zapłacić niemal 0,5 mld dol. kary za manipulowanie LIBOREM). Zdaniem Tuckera notatka nieprecyzyjnie oddaje treść tamtej rozmowy.
Przyznał natomiast, że on i inni przedstawiciele BoE wiedzieli o nieprawidłowościach w procesie ustalania LIBORU, jak wskazują sprawozdania z ich spotkań nawet z 2007 r.
Z dokumentów ujawnionych przez Barclays wynika, że taką wiedzę posiadała też amerykańska Rezerwa Federalna. Ale zdaniem Tuckera nadzorcy sądzili, że rozbieżności w stawkach LIBOR i faktycznych kosztach zadłużania się banków wynikały z tego, że w trakcie kryzysu korzystały one głównie z innych źródeł finansowania niż rynek międzybankowy.