Od miesięcy Berlin utrzymywał, wbrew opiniom niezależnych ekspertów, a w końcu samego MFW, że Grecja nie będzie potrzebowała dodatkowych pieniędzy. Rządzącej w Niemczech CDU wyjątkowo zależało na odłożeniu debaty na ten temat już na jesień, po zaplanowanych na 22 września wyborach do Bundestagu. Ostatecznie jednak przyciśnięty przez opozycję minister finansów Wolfgang Schauble wypowiedział magiczne słowa o konieczności uruchomienia trzeciego programu ratunkowego dla Grecji. Od tych słów jednak do pełnej prawdy ciągle daleko. Angela Merkel stwierdziła bowiem, że nie ma mowy o redukcji długu. Nie mówi też jednak o nowej pożyczce. Może najlepiej ujął to Jeroen Dijsselbloem, holenderski minister finansów, sprawujący jednocześnie funkcję szefa Eurogrupy: „W 2014 roku problemy Grecji nie będą rozwiązane, więc coś musi się wydarzyć". To „coś" będzie oczywiście przedmiotem debaty polityków strefy euro w ciągu najbliższych miesięcy. Pytanie, czy będą mieli odwagę powiedzieć wyborcom wprost, że muszą znów płacić na Grecję. Może to być szczególnie trudne w takich krajach, jak Niemcy, Holandia, Finlandia czy Austria, gdzie przekonanie o zawinionym przez samych Greków kryzysie, a co za tym idzie – niechęć do kolejnych danin na ich rzecz, są najsilniejsze.

„Coś" dla Grecji może przybrać rozmaite formy. Ekonomiści dość zgodnie przyznają, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłaby druga redukcja długu tego kraju. Jednak inwestorzy prywatni już raz zgodzili się na „strzyżenie" (ang. haircut) i niewiele już mają greckich obligacji. Kolejne strzyżenie musiałoby zatem dotyczyć inwestorów publicznych, czyli w praktyce rządów strefy euro. A na to nie ma zgody z przyczyn politycznych. Nie tylko oznaczałoby to kolejne pieniądze podatników, ale też przyznanie, że dotychczasowe były wyrzucane w błoto. Z tego punktu widzenia bezpieczniejszą politycznie opcją byłoby przyznanie trzeciej pożyczki. MFW ocenia lukę w finansowaniu Grecji na 11,1 mld euro. Ostatnio kwotę 10 mld euro wymienili też dwaj unijni komisarze – Olli Rehn i Guenther Oettinger. W porównaniu z obecnym programem opiewającym na 240 mld euro, kwota 10 czy 11 mld euro nie wydaje się wygórowana. Problemów jest jednak kilka. Po pierwsze może ona jeszcze w przyszłym roku wzrosnąć, jeśli w Grecji nie nastąpi ożywienie gospodarcze. Po drugie kolejna pożyczka zwiększy tylko zadłużenie, a więc nie rozwiąże podstawowego problemu Grecji, jakim jest stwierdzona przez MFW niemożność obsługi zadłużenia w długim czasie. Jest jeszcze trzecia opcja, o której wspominał komisarz Rehn. Czyli np. wydłużenie terminów spłaty obecnych pożyczek lub obniżenie ich oprocentowania. Znów jednak jest z tym mały problem. Obecne pożyczki dla Grecji są udzielane praktycznie po kosztach, a część spłat zawieszona już na 10 lat.

Wielkiego pola manewru zatem nie widać. Redukcja długu jest politycznie najtrudniejsza do przeforsowania, ale to jedyna decyzja dająca Grecji szansę i jednocześnie minimalizująca konieczność szykowania czwartego programu ratunkowego.