Czy można już mówić o przełomie w podejściu rządu do samorządów? Kilka dni temu premier Donald Tusk przedstawił dobrą informację dotyczącą złagodzenia tzw. limitu zadłużenia, który ma obowiązywać od 2014 r.
Wskaźnik jest tak rygorystyczny, że istniała obawa, iż znaczna część miast i gmin nie będzie mogła sięgnąć po unijne dotacje z programów na lata 2014–2020. Ale premier powiedział, że z limitu będzie można wyłączyć wszystkie kredyty, nawet te długoterminowe, zaciągnięte na finansowanie projektów unijnych.
– Dla samorządów dedykowana będzie istotna część funduszy unijnych z nowej perspektywy – ok. 80 mld zł, czyli znacznie więcej niż z obecnego budżetu. Mamy pełną świadomość, że aby sięgnąć po te pieniądze, muszą one poprawić swoją zdolność kredytową – wyjaśniał Paweł Orłowski, wiceminister rozwoju regionalnego podczas debaty „Rz" i Forum Ekonomicznego w Krynicy poświęconej kondycji finansowej miast i gmin pod tytułem „Czy samorządy mogą więcej zarabiać i mniej wydawać".
Minister Orłowski doprecyzował jednocześnie, że wyłączeniu z limitu zadłużenia będą podlegać te projekty unijne, w których dofinansowanie nie jest mniejsze niż 60 proc. – Chcemy, by były to projekty z dużą wartością dodaną, jak najlepiej wpisujące się ramy strategiczne polityki rozwoju – podkreślał.
To stwierdzenie przez pozostałych uczestników debaty zostało odebrane jako dodatkowe kryterium, które może osłabić efektywność zapowiedzianych zmian. – Rozumiem taki element zabezpieczający – komentował Marek Sowa, marszałek województwa małopolskiego. – Ale w nowym rozdaniu funduszy samorządy zgłoszą więcej projektów niż obecnie, ponieważ są lepiej do tego przygotowane. A dotychczasową praktyką było to, że by zrealizować więcej inwestycji, wkład unijny był obniżany – dodał. Średni wkład dotacji z UE dla wszystkich projektów samorządowych wynosi – według wyliczeń Związku Miast Polskich – 59 proc., według Ministerstwa Rozwoju Regionalnego – 64 proc.