Według prognoz ma on wynieść 55,8 punktów, wobec 57 pkt w grudniu. I teraz pytanie: Czy będzie to jednorazowe załamanie aktywności przedsiębiorstw w USA, czy też początek spadkowego trendu, który prawdę mówiąc rozpoczął się minimalnym spadkiem już w grudniu. Wtedy jednak w porównaniu z listopadem spadł zaledwie o 0,3 pkt. Teraz zmiana jest czterokrotnie szybsza.
Sama Rezerwa Federalna przyznaje, że przemysłowy krajobraz Stanów Zjednoczonych nie jest jednolity, a w niektórych regionach aktywność jest wręcz słaba. Najwięcej analityków przychyla się jednak do opinii, że grudniowe spowolnienie i styczniowy wyraźny spadek, to chwilowa zadyszka. A prezes resztę roku ISM ma już tylko rosnąć.
Spadek indeksu pogłębi niepokoje na Wall Street. W ubiegłym tygodniu indeks S&P i Dow spadły do najniższego poziomu od maja 2012 roku. Za styczeń w przypadku S&P spadek wyniósł 5,3 proc., dla S&P 500- 3,6 proc. Nasdaq stracił 1,7 proc.
Powodów było kilka, ale główny to ten, że Fed na dobre wycofuje się z ilościowego poluzowania w polityce pieniężnej. To uderzy przede wszystkim rynki wschodzące, skąd amerykańskie firmy czerpią część swoich dochodów, chociaż łącznie jest to nieco ponad 5 proc, z tym że takie koncerny jak General Motors, czy Ford, znacznie więcej. I GM właśnie dzięki rynkom wschodzącym tak doskonale dawał sobie radę w 2013.
Analitycy uspokajają, że prognozowany obecnie spadek, to jest tylko chwilowa korekta, której można się było spodziewać. Tyle, że ten tydzień będzie wyjątkowy, bo ponad 80 firm należących do indeksu S&P poda swoje wyniki za ubiegły rok i prognozy na przyszłość. I chociaż nie ma co się obawiać, że dojdzie do „zarażenia" chwilowym pesymizmem reszty świata. Jednakże inwestorzy zachwyceni raczej nie będą.