Na końcu (początku?) świata

Nowa Zelandia to otwarta gospodarka bazująca na zasadach wolnego rynku – piszą autorzy rządowego raportu. W rejonie Catlins wolnego rynku widziałam niewiele.

Publikacja: 13.06.2014 15:59

Jedna jedyna firma obsługuje turystyczne przewozy, w czasie których ogląda się najciekawsze miejsca południowo-wchodniego wybrzeża – plaże z pingwinami, skamieniały 150 mln lat temu las nad Morzem Tasmana.

Konkurencji nie ma żadnej i trzeba bulić prawie 200 miejscowych dolarów (523 zł) za pokonanie trasy krótszej niż z Warszawy do Olsztyna. Wynajęcie samochodu nie jest tańsze, bo nowozelandzka benzyna w ciągu dwóch lat przegoniła ceny polskie.

Sądząc po zapełnieniu busa obsługującego wycieczkę „Spectacular Catlins", jedyny przewoźnik kłopotu z pasażerami nie ma. Co roku ten prawie 4,5-milionowy kraj odwiedza ponad dwa i pół miliona gości. Najwięcej spotkałam Niemców. Dużo jest Szwajcarów i... Czechów.

Nad głową świeciła mi Droga Mleczna. Bliska i wielka. Takiej nie widać na niebie nad Polską.

Usługi, szczególnie związane z turystyką (wliczając bankowe, hotelarskie, gastronomiczne itd.) przynoszą krajowi prawie 70 proc. PKB.

Emeryt za kierownicą

Patricia Page, 74-latka z Christchurch, przyznaje, że bilet na autobus w cenie 50  tutejszym dolarów (131 zł) do odległego o 80 km małego kurortu Akaroa, to także dla niej jest drogo. Patricia ma niecałe 3000 nowozelandzkich dolarów (NZD) czyli 7800 zł, emerytury po mężu – wojskowym. Taka emerytura robi na Polakach wrażenie, ale Patti po śmierci męża musiała duży dom z czterema sypialniami zamienić na mniejszy. O tym, że emeryci nie mają lekko, świadczą kierowcy autobusów. W większości to panowie w bardzo słusznym wieku.

Koszty utrzymania są wysokie. Średni czynsz w Nowej Zelandii to 275,3 NZD tygodniowo (2880 zł miesięcznie). A średnie zarobki w 2013 r wyniosły 844 dolarów/tygodniowo (8840 zł miesięcznie).

Dziś we wszystkich prestiżowych rankingach Nowa Zelandia uchodzi za wzór wolności gospodarczej, otwartości i przychylności dla biznesu. Jednak do lat 70. XX w. prawie wszystko, co kraj wyprodukował, kupowały Wyspy Brytyjskie. Obowiązywał szereg barier celnych chroniących miejscowych farmerów. Zaporowe cła zniesiono dopiero w połowie lat 80., bo po wejściu Brytyjczyków do Unii trzeba się było otworzyć na nowe rynki w Azji. Z Australią bariery znikły dopiero na początku lat 90. XX w.

– Nasz własny nabiał, owoce, wina są droższe od tych samych towarów importowanych z Australii – zauważa Patricia.

Kraina mleka i farm

Nowa Zelandia jest największym na świecie producentem nabiału na głowę mieszkańca i drugim jego największym eksporterem. Jest tu 6,6 mln krów, 32 mln owiec, 4 mln bydła mięsnego i ponad 1 mln jeleniowatych, które hoduje się na mięso i poroża. Kraj to poważny eksporter mięsa, drewna i owoców. Najwięksi odbiorcy to dziś Australia, Chiny, USA i Japonia.

Ale litr rodzimego mleka chudego kosztuje w najpopularniejszym dyskoncie PaknSave 2,5–4 dolarów (6,5–10,3 zł); za 400 gr chleba o konsystencji i smaku gumy (pieczywo to porażka Nowozelandczyków) trzeba zapłacić od 2,8 do 4 dolarów, a lepsze rodzaje (np. rodzaj ciabaty) to 6 dolarów (15,8 zł/sztuka). Drogie są soki z miejscowych owoców. Za 125 g sera Brie zapłaciłam w przeliczeniu 14,4 zł.

Nick Young, emerytowany pracownik banku poznany w bibliotece w Dunedin, wie, dlaczego tak jest:

- Nasi producenci żywności nie konkurują. Rynek podzielili między siebie, a nowym firmom trudno na nim zaistnieć – dowodzi Young.

Dane statystyczne to potwierdzają. W ciągu ostatnich sześciu lat (2008–2013) miejscowe sery podrożały na lokalnym rynku o 51 proc., chleb o 41 proc., piwo o 29 proc.; owoce i warzywa o 28 proc.

Dom ?pod Drogą Mleczną

Musiałam zrobić zakupy przed zatrzymaniem się w osadzie Papatowai na terenach Catlins. W wiosce większość skrytych w lesie deszczowym domów jest wystawiona na sprzedaż; stacja benzynowa oferuje kilka podstawowych produktów po zawrotnych cenach. Cała osada sprawia wrażenie wymierającej. To jednak w Papatowai trafiłam do miejsca, w którym spędziłam niezwykłe dwa dni podczas miesięcznego pobytu.

W i-site w Dunedin, pięknym mieście zbudowanym przez szkockich emigrantów na przypominającą im ojczyznę wzgórzach, pani o imieniu Mary znalazła mi noclegi na Wyspie Steward taniej niż zarezerwowałam w internecie.

W Papatowai kierowca busu wwiózł mnie kilometr od bocznej drogi na wzgórze, na którym stał drewniany dom w dużym ogrodzie z wielkimi krzakami kwitnących hortensji. Oszałamiająca panorama: wzgórza z białymi kropkami owiec, lasy, odległe plaże Morza Tasmana, nieliczne dalekie domy. Głosy ptaków.

Przed wejściem do przeszklonego holu zdjęłam buty – taki tu zwyczaj. Na wycieraczce były powitania w różnych językach. Znalazło się i nasze „Dzień dobry".  W środku –  kuchnia, salon z kominkiem, łazienka z wanną, jasne pokoje z wielkimi oknami. Wszystko w drewnie – gustowne, przytulne i... puste. Na dwa dni zostałam panią na Hilltop.

Gdy wyruszyłam na wędrówkę po szlakach lasu deszczowego i wielkich pustych plażach Catlins, najpiękniejszych, jakie widziałam, pozostawiłam dom otwarty. Wróciłam pod wieczór, zastając wszystko w najlepszym porządku.

Rozpaliłam w kominku, zjadłam kolację i wyszłam na zewnątrz. Panowała świdrująca cisza, którą burzył tylko daleki odgłos morza bijącego o brzegi. Nad głową świeciła Droga Mleczna tak bliska i wielka, jakiej nigdy nie widać na niebie nad Polską.

Wokół otaczała mnie ciemność, nie zauważyłam ani światełka.

– Ludzie wyprzedają domy na letniska i uciekają do Dunedin czy Invercargill, gdzie żyje się łatwiej – tłumaczy Angela. Mieszka na farmie 8 km od Hilltop i sama o wyjeździe nie myśli.

Gdy dzień później jechałam znajomym busem do Invercargill, mijaliśmy sąsiadującą z Papatowai osadę Chaslands. Ludzie już stąd uciekli. Domy i farmy zamieniły się w ruiny, których smutku nie przesłoniły nawet zapierające dech widoki wielkich, złotych plaż.

Jedna jedyna firma obsługuje turystyczne przewozy, w czasie których ogląda się najciekawsze miejsca południowo-wchodniego wybrzeża – plaże z pingwinami, skamieniały 150 mln lat temu las nad Morzem Tasmana.

Konkurencji nie ma żadnej i trzeba bulić prawie 200 miejscowych dolarów (523 zł) za pokonanie trasy krótszej niż z Warszawy do Olsztyna. Wynajęcie samochodu nie jest tańsze, bo nowozelandzka benzyna w ciągu dwóch lat przegoniła ceny polskie.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu