Rząd chce podnieść najniższe wynagrodzenia bardziej, niż wynikałoby to z ustawy. – Chcemy w ten minimalny sposób rozpocząć takie działania, które pozwolą krok po kroku korzystać coraz większej grupie ludzi w Polsce z faktu, że przełamaliśmy zagrożenia kryzysowe – uzasadniał premier Donald Tusk.
W praktyce te działania będą finansowe z kieszeni przedsiębiorców. Z własnej kieszeni budżet nie chce nic wyłożyć: premier poinformował, że skala podatkowa zostanie zamrożona na kolejny rok. Szósty z rzędu.
Zamrożenie skali, w tym przede wszystkim kwoty wolnej od podatku i kosztów uzyskania przychodu, oznacza, że dochody Polaków, zwłaszcza te najniższe, są obciążane coraz wyższym podatkiem. Efektywna stawka podatkowa dla minimalnego wynagrodzenia w 2009 r. wynosiła 3,6 proc., w 2015 będzie to już ponad 7 proc.
– Jeśli rząd chce pozwolić ludziom korzystać z ożywienia gospodarczego, z punktu widzenia przedsiębiorców lepszym rozwiązaniem byłoby podwyższenie kwoty wolnej – komentuje Marek Michałowski, przewodniczący rady nadzorczej Budimeksu. – Rozumiem, że rząd tego nie robi, bo spowodowałoby to uszczuplenie wpływów podatkowych. Tyle że podwyżka najniższej płacy może przynieść podobne efekty: odgórnie ustalane zarobki, w oderwaniu od realiów rynkowych to spadek zysku w firmach, a to oznacza mniejsze podatki.
Ochrona najbiedniejszych
Co ciekawe, kilka dni przed wystąpieniem premiera rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz skierowała do ministra finansów Mateusza Szczurka wymowny w treści list. Zwraca w nim uwagę, że „w kierowanych do RPO skargach obywatele dają wyraz rozgoryczeniu z powodu wieloletniego zaniechania zwiększania kwoty dochodu niepodlegającej opodatkowaniu". Jak podkreśla Irena Lipowicz, w naszym systemie PIT płacą nawet ci, którzy nie są w stanie zaspokoić własnych potrzeb bytowych, co pogłębia ich ubóstwo. RPO czeka na odpowiedź ministra.