W efekcie po południu euro kosztowało 4,48 zł, zaś dolar był wyceniany na 4,15 zł. Dzisiejszy ruch jest sporym zaskoczeniem. Brakuje bowiem bezpośrednich impulsów do tak dużych zmian. Mało tego... otoczenie teoretycznie powinno sprzyjać naszej walucie. Rośnie chociażby para EUR/USD, co zwyczajowo wspierało notowania złotego. W pewnym momencie była ona powyżej poziomu 1,08, co oznaczało wzrost o ponad 0,5 proc.

To efekt nieco niższego od oczekiwań odczytu inflacji w Stanach Zjednoczonych (wyniosła ona w maju 4,0 proc. r/r, podczas gdy spodziewano się 4,1 proc.). Ten z kolei zwiększa prawdopodobieństwo braku podwyżki stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną w czasie jutrzejszego posiedzenia.

Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion wskazuje, że na niekorzyść naszej waluty mogą działać czynniki wewnętrzne.

Co prawda, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale dzisiejsza sesja na rynku walutowym może być sygnałem ostrzegawczym dla złotego. Inna sprawa, że ten w ostatnich miesiącach imponował siłą i nawet z tego powodu też należy mu się korekta.