- Przez ostatnie 20 miesięcy spłaciliśmy długi wynoszące 36 mld USD. To ogromna suma. Płatności zostały dokonane z godnością, bez akceptowania dodatkowych warunków, przy zachowaniu niezależności naszego kraju, pomimo bólu jakiego on doświadcza – mówił niedawno wenezuelski prezydent Nicolas Maduro. W drugiej połowie tego roku władze Wenezueli mają do spłacenia dług zagraniczny warty 1,5 mld USD. Gdy doliczyć do tego zadłużenie państwowego koncernu naftowego PDVSA, wyjdzie 5,8 mld USD. (Wenezuelskie rezerwy walutowe wynoszą oficjalnie 12 mld USD). Wenezuelski, denominowany w dolarach, dług daje dobrze zarobić na odsetkach. Średnia rentowność tych papierów wynosi 26 proc. Choć taki poziom sugeruje rychłe bankructwo kraju, władze w Caracas robią wszystko, by spłacać długi.

- To szokujące, że wciąż obsługują dług. Można jednak powiedzieć, że ich determinacja, by to robić jest bardzo silna – twierdzi Risa Grais-Targow, analityczka think-tanku Eurasia Group.

Ricardo Hausmann, ceniony wenezuelski ekonomista wykładający na Uniwersytecie Harvarda, już dwa lata temu zwracał uwagę na absurdy tej sytuacji. – Co usprawiedliwia spłacanie bogatych nowojorskich wierzycieli, w czasie gdy brakuje pieniędzy na import podstawowych produktów żywnościowych i leków desperacko poszukiwanych przez miliony zubożałych obywateli? – pytał Hausmann. Prezydent Maduro nazwał go wówczas „finansowym hitmanem" i „złoczyńcą".