Indeksy giełdowe są już coraz bliżej bardzo niskich poziomów zanotowanych w drugiej połowie stycznia. Lutowy optymizm dawno wyparował. WIG20 stracił wczoraj 2,2 proc., a WIG spadł o 1,8 proc. Do styczniowych dołków brakuje im odpowiednio 1 i 3 proc. (licząc poziomy zamknięcia) i ich osiągnięcie jest prawdopodobnie nieuniknione. To była szósta kolejna spadkowa sesja na warszawskim parkiecie.
Analitycy uważają, że inwestorów nie zachwyciły wyniki finansowe polskich spółek za czwarty kwartał 2007 r. Do krajowych przyczyn spadków można zaliczyć też zapowiedź zmiany na stanowisku prezesa BRE Banku. Akcje banku staniały niemal 9 proc., a obroty nimi stanowiły aż jedną piątą handlu papierami wszystkich spółek z WIG20. Cała branża bankowa na giełdzie od dwóch tygodni wypada słabo. Więcej od średniej tanieją również akcje deweloperów.
Ale główną przyczyną spadków jest wzrost obaw o stan amerykańskiej i światowej gospodarki. Niepokojących sygnałów pojawiło się wczoraj kilka. Producent procesorów Intel podał, że w tym kwartale jego marże mogą być niższe od przewidywań, a Goldman Sachs obniżył prognozę zysku koncernu. Wzbudziło to niepokój o stan sektora technologicznego. Później fundusz inwestycyjny Dubai Investment Capital poinformował, że grupa bankowa Citi może nie przetrwać bez dodatkowego zastrzyku kapitału. Do pogorszenia nastrojów przyczyniły się również słowa szefa Fedu Bena Bernanke, który stwierdził, że ceny domów w Stanach Zjednoczonych będą dalej spadać.
Po południu Dow Jones i Standard & Poor’s 500 traciły po ok. 1,2 proc., jednak popyt jaki pojawił się pod koniec sesji zredukował strty z dnia.