– Jak na to, co działo się w pierwszych miesiącach, cały ten rok nie był aż tak bardzo zły – uważa wiceprezes Rainbow Tours Remigiusz Talarek. Po styczniowym załamaniu się kursu złotego, spadku sprzedaży w lutym – marcu i bankructwie biura Kopernik, które w lipcu uziemiło za granicą kilkaset osób, biura turystyczne mogły spodziewać się najgorszego. Jeszcze w połowie roku Instytut Turystyki prognozował upadek od pięciu do dziesięciu z nich. Tymczasem obroty części firm nawet wzrosły. Tyle że nie przyniosły zysków.
Przykładem jest Itaka, która w tym roku miała 60 tys. klientów więcej i o 40 proc. zwiększyła przychody. Ale rok temu zarobiła na czysto ponad 10 mln zł, w tym roku groziła jej nawet strata. – Na pewno zakończymy rok na plusie – zapewnia dyrektor sprzedaży biura Piotr Henicz. Według niego wyjście nad kreskę jest dużym sukcesem.
Dlaczego? Część biur, by zahamować odpływ klientów, w połowie roku mocno obniżyła ceny. Zwiększyły w ten sposób obroty, lecz sprzedawały wycieczki poniżej kosztów. W rezultacie większość biur, bo innym z kolei sprzedaż mocno spadła, może zakończyć ten rok stratami. Na minusie będzie m.in. Orbis Travel i Triada, a także TUI, które według raportu firmy-matki TUI Travel straci ok. 35 mln zł. W sumie cały rynek wycieczek zagranicznych, wart ponad 3 mld zł, skurczył się w tym roku o blisko 10 proc.
Nic dziwnego, że do nadchodzącego sezonu branża podchodzi ostrożnie. Możliwy wzrost przychodów to najwyżej 10 – 15 proc. bo wzrost bezrobocia i wyhamowanie przyrostu płac wciąż będą skłaniać część osób do odłożenia wyjazdu. Dlatego większość biur przycina programy i redukuje kontrakty z hotelami i liniami lotniczymi, zmniejszając liczbę rezerwacji gwarantowanych.
Firmy wciąż boją się „przestrzelić” podaż. – W przypadku dużego zainteresowania można rozszerzyć program – tłumaczy Małgorzata Kozakowska, dyrektor marketingu Alfa Star. Biuro zadowoliłoby się w przyszłym roku sprzedażą 160 tys. miejsc, czyli poziomem z tego roku.