Nowelizacja ustawy prywatyzacyjnej jest gotowa i wpłynęła pod obrady rządu Władimira Putina pod koniec minionego tygodnia. Najważniejsza zmiana dotyczy tych, którzy będą prywatyzować.
Dotychczas zajmowali się tym urzędnicy z resortu skarbu. W efekcie prywatyzacje się wlokły, panował bałagan, a wyniki nie zawsze były uczciwe. Tajemnicą poliszynela było, że tak naprawdę o tym, kto zwycięży w przetargach na najlepsze firmy, decydowała nie złożona oferta, ale łapówka.
Teraz prywatyzować będą banki inwestycyjne z „pierwszej dziesiątki, z najlepszą reputacją”. Zarówno rosyjskie, jak i zagraniczne. O tym, kto dostanie kontrakt prywatyzacyjny, będzie decydować rząd i on ustali „honorarium” banku. Będzie ono zależne od wyniku sprzedaży. Im większe wpływy, tym wyższa zapłata. Do wybranego banku należeć będzie przygotowanie firmy do prywatyzacji, zorganizowanie i przeprowadzenie przetargu, przygotowanie majątku do wydania inwestorowi.
Ekspertom podoba się rządowy pomysł, choć uważają, że jest spóźniony. Pozwoli jednak przyspieszyć prywatyzację i zmniejszyć towarzyszącą jej korupcję.
– Dla prywatnego banku prywatyzacja to zwykły biznes, na którym można zarobić. Dlatego będzie pracował szybko i efektywnie, bez oglądania się na inne, poza ekonomicznymi, aspekty tej operacji – ocenia w mediach Igor Nikołajew, partner w spółce inwestycyjnej FBK.