Była przewodnicząca Komisji Finansów Aleksandra Natalli-Świat zarzuciła Platformie Obywatelskiej, że chcąc za wszelką cenę obniżyć deficyt budżetowy, cięła wydatki na oślep, nie sprawdzając konsekwencji tych posunięć. W ten sposób obniżono planowane wydatki na sprawiedliwość o 240 mln zł. – Potem się okazało, że to za dużo, ale naprawić błędu już nie można było, dlatego postanowiono zabrać pieniądze ZUS i dołożyć sprawiedliwości – wyjaśniła Natalli-Świat.
Przyjęta przez Sejm poprawka uszczupliła planowane na blisko 4 mld zł dochody zakładu o 22,3 mln zł. – To kropla w morzu – przekonywał szef Komisji Finansów Zbigniew Chlebowski. – Taka suma z pewnością nie zagrozi normalnemu funkcjonowaniu ZUS.
Obecna w trakcie debaty budżetowej w Sejmie wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska przyznała jednak, że ta kwota może wpłynąć na wysokość podwyżek dla pracowników zakładu. – Mogą być one niższe, niż zakładaliśmy – potwierdziła Mirosława Boryczka, wiceprezes ZUS ds. ekonomiczno-finansowych.
Układ zbiorowy z pracownikami gwarantuje każdemu z nich podwyżkę na minimalnym poziomie 5,9 proc. Na to z pewnością pieniędzy starczy, jednak z powodu bardzo niskiej średniej płacy w zakładzie zarząd chciał maksymalnie podnieść wynagrodzenia. W tej sytuacji nie będzie takiej możliwości. – Średnia zasadnicza płaca w ZUS łącznie z odprawami i nagrodami jubileuszowymi wynosi 2,7 tys. zł, tak więc chcieliśmy zrobić wszystko, aby poprawić sytuację finansową naszych pracowników i podnieść wynagrodzenia możliwie wysoko – stwierdziła wiceprezes.
Fakt, że posłowie postanowili odebrać ZUS 22,3 mln zł, praktycznie uniemożliwi wygospodarowanie większych środków na ten cel. Sytuacja zaś jest napięta, bo związki zawodowe oczekują podwyżek przeciętnej płacy nawet o 700 zł.