– W ostatnich latach nie było podwyżek, za to ceny rosły jak szalone – uzasadnia potrzebę znacznych podwyżek Jan Guz, przewodniczący OPZZ. – Naszym zdaniem w oświacie i edukacji muszą one wynieść około 50 proc. Pozostali pracownicy państwowych urzędów mieliby dostać po około 15 proc.Dziś na nadzwyczajnym posiedzeniu kierownictwo „Solidarności” ustali stanowisko związku w sprawie przyszłorocznego wzrostu płac. Posłuży ono do negocjacji w Komisji Trójstronnej. Zbiera się ona pod koniec maja, by rozmawiać z rządem o przyszłorocznych podwyżkach. Ustalony wskaźnik wzrostu zostanie użyty przy układaniu budżetu państwa na 2009 rok. Komisja, w której skład wchodzą przedstawiciele związków zawodowych, pracodawców i rządu, co roku negocjuje wysokość wynagrodzeń pracowników urzędów i instytucji państwowych.
Janusz Śniadek, szef „Solidarności”, ma podobne postulaty jak OPZZ. Przypomina, że premier Donald Tusk obiecał Polakom do 2012 roku zarobki takie jak w Unii. – Obliczyłem, że aby ten poziom osiągnąć, nawet przy najostrożniejszych założeniach roczny wzrost wynagrodzeń powinien przekroczyć 15 proc. – wyjaśnił przewodniczący „S”.
Pracodawcy zaś na głosy związkowców tylko się uśmiechają. – 15-proc. wzrost płac to absurd – mówi Maciej Krzak, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. – Zakładając, że wzrost gospodarczy wyniesie 5 proc., można oczekiwać podwyżek dla budżetówki w granicach 5 – 8 proc., nie więcej.
Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, uważa, że oczekiwania związkowców są nierealne głównie z powodu zbyt wysokich kosztów dla budżetu. – Z moich wyliczeń wynika, że oznacza to wzrost wydatków państwa o 21 mld zł.