Luty znacznie pogorszył koniunkturę w przemyśle przetwórczym. Mierzący ją wskaźnik z minus 13 w styczniu br. spadł do minus 18 – podał GUS. Świadczy to że taka właśnie jest procentowa przewaga pesymistów nad optymistami czyli firm, których sytuacja na rynku pogorszyła się (31 proc.), nad tymi, które zanotowały poprawę (13 proc.)

Szczególnie małe firmy, zatrudniające od dziesięciu do 249 osób, nie ukrywają, iż w najbliższym czasie będą zmuszone redukować miejsca pracy, i to w większym stopniu, niż oceniały jeszcze miesiąc temu.

Zdaniem Piotra Bujaka, ekonomisty BZ WBK, dane GUS odzwierciedlają załamanie we wszystkich branżach. – Takie wyniki koniunktury oznaczają, że spada popyt na produkty firm. Znajdzie to odzwierciedlenie w ograniczeniu działalności inwestycyjnej firm.

Największe zaniepokojenie ekonomistów budzi fakt, że Polacy już znacznie ograniczyli swoje wydatki. Popyt wewnętrzny, który jeszcze w ubiegłym roku rósł w tempie 5,4 proc. i był główną siłą napędową PKB, bardzo szybko słabnie. NBP spodziewa się, że w tym roku nie przekroczy 3,9 proc., ale ekonomiści są bardziej sceptyczni i obawiają się, że tempo jego wzrostu może spaść nawet poniżej 3 proc. – Gdyby zaś rząd się zdecydował – w obawie o poziom dochodów budżetowych – podnieść podatki, to spadek tempa wzrostu konsumpcji może być jeszcze większy . Do tego dochodzą jeszcze skutki słabnącego złotego.

Jarosław Janecki z Societe Generale zauważa, że im bardziej ludzie będą sobie zdawali sprawę z tego, iż czekają ich złe czasy, tym bardziej będzie rosła ich awersja do wydawania pieniędzy. – Banki centralne na całym świecie w tej sytuacji obniżają stopy procentowe, aby zachęcić do wyższej konsumpcji – mówi ekonomista. – Rząd natomiast powinien się skupić na ochronie miejsc pracy i wspomaganiu zatrudnienia, głównie poprzez działalność proinwestycyjną.