– Rząd sfinansuje w tym roku bieżące wydatki – w tym obiecane nauczycielom podwyżki – z pieniędzy unijnych – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku.
We wtorek rząd przyjął nowelizację budżetu, w której starał się pokryć „dziurę Rostowskiego” zwiększonym deficytem i dochodami z Unii Europejskiej. – Zwiększamy dochody ze środków unijnych, bo będziemy przewalutowywali środki unijne na złote w tym roku w większym stopniu, niż to przewidywaliśmy i niż wymaga bezpośrednie finansowanie przewidzianych wydatków – wyjaśnił minister finansów Jacek Rostowski.
– Przewidujemy, że złoty będzie zyskiwał na wartości. Wobec tego korzystniejsze dla budżetu państwa jest przewalutowanie środków unijnych w tym roku, kiedy osiągnięte z tej wymiany złote będą stanowiły większą kwotę na każdy miliard euro, niż byłoby to w 2010 roku.
Tak naprawdę jednak – jak podkreślają ekonomiści – 8 mld zł, jakie resort chce uzyskać po przewalutowaniu otrzymanych z Brukseli euro na złote, to nie dochód, ale pożyczka. – W mojej opinii ministerstwo może na krótko zaksięgować tę kwotę po stronie dochodowej, jednak w kolejnych latach będzie musiało wypłacić dysponentom zaliczki na realizowane przez nich projekty unijne, a więc będzie musiało te pieniądze oddać - mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów.
Profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, przekonuje, że każde euro, a co za tym idzie, każda złotówka z Unii są znaczone, tak więc nie można ich przeznaczyć na inne cele niż określone w projektach. – Komisja Europejska może mieć obiekcje co do takiego rozdysponowania środków unijnych – wyjaśnia prof. Gomułka.