W poniedziałek minister Michał Boni zasugerował, że sposobem na ratowanie kondycji polskiego budżetu może być podwyżka podatków. W wielu krajach już podwyższono poziom obciążeń.
Jeszcze do niedawna średnia stawka podatku od towarów i usług w Unii była zbliżona do 18 proc., a w tym roku to 20,6 proc. Może być jeszcze wyższa, bo np. niemieccy ekonomiści namawiają kanclerz Angelę Merkel do wprowadzenia maksymalnej stawki, którą dopuszcza Komisja Europejska – 25 proc.
– Podnoszenie stawek VAT jest bardzo popularne, ponieważ to danina łatwa do ściągnięcia. Można też szybko oszacować finansowe efekty podwyżki – wyjaśnia Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas. – Poza tym przynosi znacznie mniej negatywnych efektów niż np. wstrzymanie inwestycji – dodaje. Zdaniem Dybuły znacznie łatwiej z taką decyzją rządu jest też się pogodzić konsumentom, zwłaszcza jeśli alternatywą miałoby być obcięcie pensji.
Wiele rządów wybiera podwyżkę podatków jako metodę, która pozwoli też sprostać wymogom Komisji Europejskiej i ograniczyć deficyt do poziomu poniżej 3 proc. PKB.
Jednak na razie na sięgnięcie po maksymalną stawkę VAT zdecydowały się tylko Węgry. Tamtejszy parlament wprowadził zmiany w ustawach podatkowych już w maju 2009 r. Węgry, by uzyskać finansowe wsparcie Unii i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, musiały zacząć naprawiać finanse publiczne. Rząd w Budapeszcie od razu zaproponował serię zmian. W ich wyniku VAT wzrósł od 1 lipca ubiegłego roku z 20 do 25 proc., nieco później w górę poszedł CIT (o 3 pkt proc.), zniesiono też wiele ulg w CIT i PIT, wprowadzono nowy podatek od własności (dotyczy nieruchomości wartych ponad 30 mln forintów, czyli ok. 500 tys. zł, drogich aut, jachtów i samolotów).