Był to protest przeciwko planowanym cięciom o 10 procent zarobków w sektorze publicznym. Do pracy nie przyszła jedna czwarta z 600 tys. zatrudnionych przez państwo. Nieczynna była większość urzędów i szkół. Demonstracje uliczne jednak były mało liczne – na praskie Valclavske Namiesti wyszło – według oceny policji – tylko 1000 osób.

Rząd zdecydował się na reformę finansów, bo mimo że dług publiczny wynosi obecnie 40 proc. PKB, czyli około połowy średniej europejskiej, to jednak rośnie on w niepokojącym tempie. Władze chcą również ograniczyć deficyt budżetowy z 5,1 proc. do 4,6 proc. w 2011.

Przy tym związki zawodowe ostrzegają, że gotowe są zorganizować strajk generalny, jeśli rząd będzie upierał się przy programie cięć. Ostatni strajk generalny w Czechach był w 1989 roku. Pomysł strajku generalnego ma dzisiaj 60-proc. poparcie. Zdaniem ekonomistów gospodarcze straty wynikające z tego protestu będą znikome.