Na 1,9 proc. szacuje urząd statystyczny inflację w styczniu tego roku. Jest to więcej, niż przewidywano. Nie brak ocen, że w tym roku sięgnąć ona może nawet 4 proc. Niemcy obawiają się, że wysoka inflacja będzie nieuniknionym następstwem ostatniego kryzysu światowego. Inflacja w Niemczech wynosiła w roku ubiegłym zaledwie 1,1 proc. To wyjątkowo niski wskaźnik przy rekordowym wzroście gospodarczym wynoszącym 3,6 proc.
Jedną z przyczyn była wstrzemięźliwość związków zawodowych w dążeniu do podwyżek płac, które wyniosły 3,3 proc. Chwalą je za to pracodawcy i politycy. W tym roku będzie jednak inaczej. Zdaniem central związkowych nadszedł czas na podzielenie się przez firmy zyskami z załogami. Żądają nawet 6 – 7 proc. podwyżek bez względu na poziom inflacji.
[wyimek]3,6 proc. wzrosła w ubiegłym roku gospodarka Niemiec[/wyimek]
Równocześnie rośnie presja inflacyjna z zagranicy w postaci wzrostu cen surowców i paliw na rynkach światowych. Niemieccy ekonomiści udowadniają także, że obecna polityka Europejskiego Banku Centralnego jest zbyt mało rygorystyczna jak na warunki niemieckie, chociaż właściwa w odniesieniu do całej strefy euro. – W rezultacie spodziewać się można inflacji sięgającej 4 proc. – konkluduje Thomas Mayer, główny ekonomista Deutsche Banku.
Obywatele Niemiec są jeszcze ogarnięci szałem zakupów, czym przyczynili się do jednej trzeciej wzrostu gospodarki w 2010 r. Wygląda jednak na to, że zaczną na potęgę oszczędzać jak w latach poprzednich. Mimo stałego wzrostu wartości indeksów giełdowych żegnają się z lokatami w akcje niemieckich firm i wkładają swe pieniądze na konta. W drugiej połowie 2010 r. liczba akcjonariuszy spadła o prawie pół miliona. Akcje posiada dziś 3,4 mln osób – to najniższy poziom od dziesięciu lat. Spadła także liczba obywateli lokujących swe oszczędności na giełdzie w sposób pośredni.