Wcześniej resort finansów ogłosił, że wstępne szacunki dotyczące zadłużenia Polski wynoszą 53,5 proc. PKB. Nominalny PKB według GUS wyniósł w 2010 r. 1412,8 mld zł, co oznacza, że dług mógłby być o ponad 21 mld zł wyższy, a i tak nie przekroczyłby 55 proc. PKB.
To kluczowy poziom, bo zgodnie z ustawą o finansach publicznych wiąże się z koniecznością przygotowania na kolejny rok budżetu bez deficytu. Nie byłby on też przekroczony, gdyby dług publiczny pozostał bez zmian, ale nominalny PKB okazał się niższy o 38 mld zł. Ekonomiści nie wykluczają, że PKB będzie jeszcze niższy. Wszystko za sprawą danych o bilansie płatniczym i pozycji „saldo błędów i opuszczeń".
Według najnowszych danych 12-miesięczne saldo błędów i opuszczeń wynosi 14,3 mld euro, czyli ponad 50 mld zł. Ta pozycja bilansu płatniczego zawiera zazwyczaj niedające się zakwalifikować nigdzie indziej transakcje finansowe. Analitycy coraz głośniej mówią jednak o tym, że w wypadku Polski duża jej część to... import. Dowód? Dane NBP o deficycie handlowym różnią się od tych, które opublikowały Niemcy. Na koniec 2010 r. różnica sięgnęła
4 proc. naszego PKB. Jeśli okazałoby się, że całość dotyczy importu, należałoby pomniejszyć wynik nominalnego PKB za 2010 r. Wówczas zmieniłaby się także relacja długu do PKB – sięgnąłby on 55,6 proc.
„Wartość importu mogła być niedoszacowana w 2010 r. nawet o 10 – 15 mld euro. Oznaczałoby to, że PKB oraz tempo jego wzrostu były przeszacowane. Kluczowe wskaźniki makro wyglądałyby gorzej: wyższy deficyt budżetowy i obrotów bieżących jako odsetek PKB, a także wyższa proporcja długu do PKB (prawdopodobnie powyżej kluczowego poziomu 55 proc.)" – napisał Danske Bank. – Występowanie salda błędów i opuszczeń nie jest równoznaczne z niedoszacowaniem wysokości importu. Przykładem transakcji, które mogą się znaleźć w tej pozycji, są m.in. zaniżona wielkość polskich inwestycji za granicą lub zaniżona wysokość dochodów z pracy cudzoziemców w Polsce – podkreśla Paweł Michalik, wicedyrektor Departamentu Statystyki NBP.