Druga połowa roku może się jednak okazać trudniejsza za sprawą zakończenia przez Rezerwę Federalną programu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej, który sprzyjał cenom kruszcu.
Hossa na rynku żółtego metalu trwa nieprzerwanie od ponad dekady. W tym czasie jego cena wzrosła niemal pięciokrotnie. Także w tym roku złoto zyskało już 6,4 proc.
Obecnie za uncję kruszcu trzeba zapłacić około 1511 USD. Ale według ankietowanych przez agencję Bloomberga analityków, do końca roku cena ta wzrośnie zaledwie do 1520 USD. Jeszcze w maju prognozowali średnio, że będzie to 1600 USD.
Dotąd zwyżkom na rynku złota sprzyjała polityka Fedu, w szczególności ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE), czyli – w uproszczeniu - skup przez bank centralny aktywów za dodrukowane pieniądze. Ten zakończony w czerwcu program zwiększał ilość dolarów w obiegu, co sprzyjało deprecjacji tej waluty i podbijało ceny wszystkich notowanych w niej surowców. Prowokował też obawy, że w USA mocno wzrośnie inflacja. Tymczasem metale szlachetne są przez inwestorów postrzegane jako zabezpieczenie przed nią.
- Gdyby trwała wyprzedaż ryzykownych aktywów i dolara, ceny złota mogłyby rosnąć. Ale nie przewiduje, aby tak się stało – ocenił Jeffrey Sherman, zarządzający funduszami surowcowymi w DoubleLine Capital.