Jak dowiedziała się „Rz", o przydział uprawnień stara się w sumie 51 podmiotów, w tym spółki należące do największych państwowych grup energetycznych, które bezpośrednio budują bloki w elektrowniach i elektrociepłowniach.
Wśród nich jest 16 firm realizujących wielkie bloki węglowe o łącznej mocy 10 tys. MW, niezbędne do sprawnego działania całego systemu elektroenergetycznego w kraju. Właśnie wykaz tych inwestycji wzbudza najwięcej kontrowersji, a ekolodzy oskarżają polskie władze o próbę nagięcia unijnego prawa, by mogły uzyskać darmowe pozwolenia. Te oskarżenia są o tyle niepokojące, że lista projektów będzie dołączona do wniosku, który pod koniec sierpnia ma trafić do Komisji Europejskiej. I to Bruksela zdecyduje o przydziale darmowych uprawnień do emisji.
Pozwolenie na budowę nie jest konieczne
Organizacja Client Earth uważa, że w wykazie są projekty, które nie spełniają podstawowego wymogu stawianego przez Unię Europejską: nie zostały rozpoczęte przed końcem 2008 roku.
Dyrektor Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki Tomasz Dąbrowski zapewnia, że na liście będą tylko projekty spełniające warunki Komisji Europejskiej. Tymczasem według Client Earth poza nowym blokiem w Bełchatowie, który jest gotowy, praktycznie żaden z projektów węglowych obecnie przygotowywanych nie może być zakwalifikowany na listę do otrzymania darmowych pozwoleń. Nawet pomimo znacznego zaawansowania inwestycji w Opolu, gdzie powstaje blok ok. 1000 MW, właściciel, czyli grupa PGE, także nie powinien dostać bezpłatnych uprawnień. Podają też przykłady innych projektów – jak elektrownia Północ przygotowywana przez Kulczyk Investments, której również według Client Earth nie przysługują pozwolenia na darmowe emisje. Chodzi oczywiście o kwestię rozpoczęcia budowy.
Zarówno przedstawiciele polskiego rządu, jak i szefowie zainteresowanych firm energetycznych, które budują bloki, odrzucają interpretację prawną organizacji. – Pozwolenie na budowę nie jest w Polsce potrzebne, by uznać inwestycję za fizycznie, czyli faktycznie, rozpoczętą – tłumaczy dyrektor Dąbrowski. – Zgodnie z wytycznymi unijnymi ma tu zastosowanie prawo krajowe, a więc oceny, czy inwestycja została fizycznie rozpoczęta, można dokonać na podstawie polskich przepisów prawa budowlanego.