Od początku lipca euro umocniło się do złotego o 9 proc., a dolar – o 14 proc. W piątek wieczorem za euro płacono 4,29 zł, a za amerykańską walutę 3,11 zł. Ostatnie zawirowania na rynkach walutowych z uwagą śledzą prezesi giełdowych spółek. Analitycy nie mają wątpliwości, że osłabienie złotego będzie miało wpływ na wyniki finansowe firm.
– W uproszczeniu można przyjąć, że eksporterzy powinni być zadowoleni z takich kursów walut. Z kolei na drugim biegunie mogą znaleźć się spółki importujące, mające np. niezabezpieczone zadłużenie w walutach, czy też te posiadające istotną część kosztów ustalanych np. na podstawie kursu dolara czy euro – wyjaśnia Maciek Bobrowski, dyrektor Wydziału Analiz DM BDM.
Firmy handlujące odzieżą i obuwiem osłabienie złotego wobec innych walut odczują podwójnie. Są głównie importerami, więc umocnienie dolara oznacza dla nich droższe zakupy towaru sprowadzanego z reguły z Dalekiego Wschodu. Silniejsze euro to z kolei wyższe koszty najmu powierzchni handlowych w galeriach (płatności są rozliczane w tej walucie). W efekcie zmiany kursów mogą prowadzić do weryfikacji prognoz finansowych, opracowywanych przy kursie 4 – 4,2 zł za euro.
– Obecne wybicie kursu euro na razie nas bardzo nie martwi. Dla nas ważny jest średni kurs w dłuższym terminie – przekonuje Artur Morawiec, członek zarządu Gino Rossi. Osłabienie złotego nie martwi też zarządu odzieżowego Redanu czy obuwniczego NG2. – Cała kolekcja jesienna została już sprowadzona do Polski, dlatego jesteśmy pewni poziomów marż – mówi Piotr Nowjalis, wiceprezes NG2. Przyznaje, że kurs walutowy jest uwzględniany w wycenie kolekcji w każdym sezonie. To oznacza, że jeśli nasza waluta się nie umocni, to obuwie w przyszłym roku może być droższe.
14 proc. wzrósł kurs dolara wobec złotego od lipca 2011 r.