Niemcy nie mają żadnych problemów z zaakceptowaniem proponowanych zmian w traktacie UE. Nie ma mowy o referendum, a Bundestag głosuje zawsze za pogłębieniem integracji. W dodatku to, co proponuje rząd Angeli Merkel, jest w zasadzie tym samym, czego pragną reprezentowane w Bundestagu partie.
Opozycja wprawdzie ostro krytykuje panią kanclerz, ale sama nie ma nic do zaproponowania. Wszyscy są w zasadzie zgodni, że należy wzmocnić dyscyplinę budżetową państw UE, że potrzebna jest ściślejsza koordynacja polityczna i gospodarcza oraz pogłębienie integracji. Innymi słowy, rząd gospodarczy, jeżeli nie w całej UE, to w strefie euro. Do tego sprowadzają się obecne propozycje Paryża i Berlina. Taka jest też cena Niemiec za ustępstwa w ratowaniu euro.
SPD jest za i przeciw
– Pani kanclerz działa w myśl zasady, że jeżeli już musimy połknąć tę żabę, to musimy uzyskać gwarancje, że unikniemy w przyszłości powtórki z kryzysu – tłumaczy prof. Werner Patzelt, politolog. Jego zdaniem jest to jedyny sposób, aby próbować przekonać obywateli do całego programu ratunkowego.
Paradoksalnie pewne zagrożenie dla propozycji zgłoszonych przez kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozy'ego tli się w samej niemieckiej koalicji rządowej. W FDP istnieje silna opozycja wobec wszelkich planów ratowania euro za pomocą pieniędzy niemieckich podatników. Doły partyjne wymogły na przywódcach przeprowadzenie wewnątrzpartyjnego referendum, którego wynik zaważy na losach gabinetu Merkel.
W tej sytuacji rozwiązaniem byłyby nowe wybory do Bundestagu już w przyszłym roku. Zdaniem obserwatorów bez względu na to, jaka powstałaby konstelacja rządowa w wyniku nowych wyborów, zasadniczej zmiany stanowiska Niemiec w sprawie ratowania euro spodziewać się nie należy.