Wszystko wskazuje na to, że ten temat zdominuje rozpoczęte w piątek obrady udziałowców Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W Waszyngtonie powszechnie uważa się, że groźba rozszerzenia światowego kryzysu finansowego na Hiszpanię jest dzisiaj najpoważniejszym zagrożeniem, przed którym stanęła gospodarka światowa.
Ministrów finansów i prezesów banków centralnych, którzy przyjechali do Waszyngtonu, niepokoi również ton francuskiej kampanii wyborczej. Chodzi zwłaszcza o krytykę socjalistów pod adresem Europejskiego Banku Centralnego. Ich kandydat Francois Hol-lande najprawdopodobniej te wybory wygra. Warto pamiętać, że do niedawna prezesem EBC był Francuz Jean-Claude Trichet.
Pojawiły się także informacje, że mimo oporów kraje BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Republika Południowej Afryki) ostatecznie dołożą się do środków MFW. Rosjanie zadeklarowali 10 mld dol. Brazylijczycy jednak domagają się, aby zanim oni złożą deklarację o dofinansowaniu funduszu, pozostali udziałowcy dali krajom rozwijającym się większy głos w decyzjach podejmowanych przez fundusz. Oznacza to, że zadeklarowano kwoty na łączną sumę 320 mld dol. Szefowa MFW Christine
Lagarde jest zatem coraz bliższa wyznaczonej kwoty 380 mld dol. nowych pieniędzy. Z tym że zdaniem ministra finansów Korei Południowej ostatecznie uda się uskładać nawet 450 mld dol. W tej kwocie jest 8 mld dol., jakie zadeklarowała Polska.
Nie znaczy to, że wszystkie te nowe pieniądze będą mogły zostać wykorzystane na ratowanie Europy. Kanadyjczycy i Amerykanie, którzy odmówili uczestniczenia w podwyższeniu kapitału funduszu, chcą zaproponować zapis do prawa weta, które mogłoby zablokować zwiększanie pomocy MFW dla Europy. – Europa musi zbudować sobie zaporę ogniową z własnych środków i to znacznie większą, niż było to dotychczas – mówił minister finansów Kanady John Flaherty. Wtórował mu jego australijski odpowiednik