Grecy za a nawet przweciw

Obywatele czyszczą swe konta bankowe, przygotowując się do ostatecznego aktu greckiego dramatu

Publikacja: 17.05.2012 02:41

W sumie chodzi o wypłaty sięgające 800 mln euro – powiedział cytowany przez greckie media prezydent Karolos Papoulias, powołując się na rozmowę z szefem banku centralnego. To suma, jaką klienci banków wypłacili już w poniedziałek. W tym dniu było jasne, że nie powstanie nowy rząd i zbliża się perspektywa powrotu do drachmy. – Ludzie obawiają się Aleksisa Ciprasa, szefa skrajnie lewicowej SYRIZY, gdyż ma on szanse wygrać kolejne wybory, co oznaczałoby wyjście Grecji nie tylko ze strefy euro, ale i z UE – tłumaczy „Rz" Gerasimos Soldatos, politolog uniwersytetu w Salonikach.

Nie wierzy on, że program przywódcy SYRIZY sprowadza się do wynegocjowania z międzynarodowymi instytucjami finansowymi oraz Brukselą nowych warunków pomocy kredytowej, co pozwoliłoby skończyć z bolesnymi reformami i cięciami budżetowymi. Wielu zwolenników SYRIZY widzi jedyną możliwość pozbycia się przez Grecję długów poprzez przerzucenie ich na Brukselę. Do tego potrzebny byłby całkowity rozwód.

Na nic ostrzeżenia prezydenta, aby nie ulegać panice. Do banków ruszyli ci, którzy tam coś jeszcze mają.

– Od co najmniej dwu lat żyjemy pod groźbą wprowadzenia drachmy i kto mógł, już dawno się zabezpieczył – mówi „Rz" Christina Papageurgiu, architekt z Aten. Znajduje się w sytuacji milionów Greków, którzy zmuszeni byli sięgnąć po swe oszczędności, aby przeżyć, bo dochody przeciętnego obywatela spadły w ostatnich latach o co najmniej jedną trzecią. Oszczędności mają to do siebie, że wcześniej czy później się kończą. – Najgorsza jest niepewność i brak możliwości zaplanowania czegokolwiek – tłumaczy pani Christina.

Wybory w czerwcu

Dlatego jak prawie 80 proc. Greków jest zdania, iż kraj potrzebuje rządu zdolnego do działania i musi być nadal częścią Europy, co oznacza utrzymanie obecnej waluty, czyli euro. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że tak właśnie  będzie. Przede wszystkim dlatego, że nie ma pewności, czy kolejne wybory zapowiedziane na 17 czerwca nie zakończą się większą tragedią niż wybory z 6 maja. Później już tylko katastrofa w postaci zerwania pępowiny łączącej Grecję z życiodajnymi źródłami finansowymi w Brukseli i innych miejscach.

Większość Greków tego nie chce, ale też nie jest gotowa zaakceptować warunków, na jakich rząd w Atenach otrzymuje dalsze miliardy. Warunki te to kolejne cięcia budżetowe, zmniejszanie armii urzędników państwowych, nowe obniżki płac i rygorystyczne ściąganie podatków.

Powrót do przeszłości

Ale też rząd nie przejawia nadmiernej gorliwości w poszukiwaniu nowych źródeł dochodów budżetowych. Nie ruszyła z miejsca zapowiadana prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych, z której dochody miały wspomóc zasoby fiskusa. Z zapowiadanych 50 mld euro do 2015 roku uzyskano do tej pory zaledwie 1,6 mld. Równocześnie zaledwie 6 proc. własności gruntów objętych jest podatkiem katastralnym. Nikt go nie chce i każdy z ostatnich gabinetów najwyraźniej to rozumiał.

Grecy mają dość zarobków na poziomie 800 – 1000 euro (przy minimalnej płacy 585 euro) i to nawet w sytuacji, gdy ceny żywności przestały rosnąć, a nawet nieco spadły, podobnie jak benzyny, która kosztuje już „tylko" 1,6 euro za litr. Na ulicach samych Aten mieszka dzisiaj 20 tys. bezdomnych. Liczba ta zwiększa się codziennie.

Połowa młodych ludzi poniżej 25. roku życia jest bez pracy, a jedna trzecia Greków żyje na granicy biedy – proporcjonalnie dwa razy więcej niż w Polsce. Statystycznie rzecz biorąc, co czwarty Grek nie ma pracy, a każdy kolejny rząd czeka realizacja wcześniejszych zobowiązań i dalsze cięcia. Nikt nie chce pamiętać, że jeszcze niedawno na 11,2 mln mieszkańców armia urzędników liczyła 712 tys. osób.

Nie powinny więc dziwić wyniki niedawnych wyborów, w których ponad dwie trzecie Greków głosowało na ugrupowania żądające powrotu do przeszłości, kiedy wszystkim żyło się w miarę dostatnio, mimo że ponad stan. Tak więc przedmiotem jednej z ostatnich debat w komisjach ustępującego parlamentu była propozycja przyznania licencji na połów ryb właścicielom luksusowych jachtów, by w ten sposób umożliwić im płacenie niższych podatków. Inna poważnie rozpatrywana propozycja dotyczyła stworzenia rządowych synekur dla utytułowanych sportowców, którzy stracili pracę. Był i projekt zmniejszenia kar nakładanych na właścicieli nielegalnie wybudowanych domów, który to proceder jest greckim sportem narodowym.

Winna zagranica

To wszystko świadczy o tym, że wielu Greków nadal woli nie dostrzegać otaczającej ich rzeczywistości.

Z tym większym oburzeniem przyjmowane są w tym kraju liczne ostrzeżenia i groźby zagranicznych polityków zwracające uwagę na powagę sytuacji.

– Nie jest nam potrzebny żaden Wolfgang Schäuble (minister finansów Niemiec – red.) wymachujący palcem pod naszym adresem – mówi „Rz" Satoris Chadzakis, reżyser teatralny zajmujący się polityką. Ma za złe Niemcom, że rysują perspektywę wyjścia Grecji ze strefy euro, ale sami zbili majątki na dostawach do Grecji okrętów podwodnych czy innego uzbrojenia.

– Konieczny jest New Deal dla Grecji, czyli nowy program pomocy – udowadnia Chadzakis. – Grecy otrzymali już relatywnie więcej niż pula wypłat z tytułu planu Marshalla – odpowiada na to Volker Bouffier, premier landu Hesja.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

p.jendroszczyk@rp.pl

Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu