W sumie chodzi o wypłaty sięgające 800 mln euro – powiedział cytowany przez greckie media prezydent Karolos Papoulias, powołując się na rozmowę z szefem banku centralnego. To suma, jaką klienci banków wypłacili już w poniedziałek. W tym dniu było jasne, że nie powstanie nowy rząd i zbliża się perspektywa powrotu do drachmy. – Ludzie obawiają się Aleksisa Ciprasa, szefa skrajnie lewicowej SYRIZY, gdyż ma on szanse wygrać kolejne wybory, co oznaczałoby wyjście Grecji nie tylko ze strefy euro, ale i z UE – tłumaczy „Rz" Gerasimos Soldatos, politolog uniwersytetu w Salonikach.
Nie wierzy on, że program przywódcy SYRIZY sprowadza się do wynegocjowania z międzynarodowymi instytucjami finansowymi oraz Brukselą nowych warunków pomocy kredytowej, co pozwoliłoby skończyć z bolesnymi reformami i cięciami budżetowymi. Wielu zwolenników SYRIZY widzi jedyną możliwość pozbycia się przez Grecję długów poprzez przerzucenie ich na Brukselę. Do tego potrzebny byłby całkowity rozwód.
Na nic ostrzeżenia prezydenta, aby nie ulegać panice. Do banków ruszyli ci, którzy tam coś jeszcze mają.
– Od co najmniej dwu lat żyjemy pod groźbą wprowadzenia drachmy i kto mógł, już dawno się zabezpieczył – mówi „Rz" Christina Papageurgiu, architekt z Aten. Znajduje się w sytuacji milionów Greków, którzy zmuszeni byli sięgnąć po swe oszczędności, aby przeżyć, bo dochody przeciętnego obywatela spadły w ostatnich latach o co najmniej jedną trzecią. Oszczędności mają to do siebie, że wcześniej czy później się kończą. – Najgorsza jest niepewność i brak możliwości zaplanowania czegokolwiek – tłumaczy pani Christina.
Wybory w czerwcu
Dlatego jak prawie 80 proc. Greków jest zdania, iż kraj potrzebuje rządu zdolnego do działania i musi być nadal częścią Europy, co oznacza utrzymanie obecnej waluty, czyli euro. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że tak właśnie będzie. Przede wszystkim dlatego, że nie ma pewności, czy kolejne wybory zapowiedziane na 17 czerwca nie zakończą się większą tragedią niż wybory z 6 maja. Później już tylko katastrofa w postaci zerwania pępowiny łączącej Grecję z życiodajnymi źródłami finansowymi w Brukseli i innych miejscach.
Większość Greków tego nie chce, ale też nie jest gotowa zaakceptować warunków, na jakich rząd w Atenach otrzymuje dalsze miliardy. Warunki te to kolejne cięcia budżetowe, zmniejszanie armii urzędników państwowych, nowe obniżki płac i rygorystyczne ściąganie podatków.
Powrót do przeszłości
Ale też rząd nie przejawia nadmiernej gorliwości w poszukiwaniu nowych źródeł dochodów budżetowych. Nie ruszyła z miejsca zapowiadana prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych, z której dochody miały wspomóc zasoby fiskusa. Z zapowiadanych 50 mld euro do 2015 roku uzyskano do tej pory zaledwie 1,6 mld. Równocześnie zaledwie 6 proc. własności gruntów objętych jest podatkiem katastralnym. Nikt go nie chce i każdy z ostatnich gabinetów najwyraźniej to rozumiał.