Walut wystarczyłoby nam na dwa miesiące

Gdyby doszło do gwałtownej wyprzedaży złotego, nasz bank centralny mógłby wspomagać polską walutę przez ponad pół roku

Publikacja: 23.05.2012 01:46

Walut wystarczyłoby nam na dwa miesiące

Foto: Bloomberg

Możliwości NBP mogłyby być znacznie większe,  gdyby wykorzystał 30 mld dol. z oferowanej nam od trzech lat przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy elastycznej linii kredytowej. Przedstawiciele banku centralnego od kilku dni uspokajają inwestorów, twierdząc, że są przygotowani na silniejszą wyprzedaż złotego. – Rosną rezerwy dewizowe i NBP nie zawaha się wykorzystać ich w razie potrzeby – powiedział wczoraj Andrzej Kaźmierczak, członek Rady Polityki Pieniężnej. Andrzej Raczko, członek zarządu NBP, dodał, że bank nie broni żadnego konkretnego poziomu kursu. Zdaniem analityków NBP mógłby zacząć sprzedawać waluty, gdyby euro sięgnęło 4,5 zł. Obecnie kosztuje 4,33 zł.

„Rz" policzyła, na jak długo wystarczyłoby walut, gdyby  bank centralny musiał codziennie bronić kursu naszej waluty.  Według ostatnich dostępnych danych z  kwietnia 2010 r. dzienne obroty na  naszym rynku walutowym wynosiły ponad 7 mld dol. Dla porównania, na czeskiej koronie obroty wynosiły 1,33 mld dol., a na węgierskim forincie 4,14 mld dol. Widać więc, że inwestorzy dosyć aktywnie handlują złotym, choć  w ciagu ostatnich dwóch lat obroty na naszym rynku znacznie spadły. Dilerzy walutowi szacują je teraz na ok. 1 – 1,5 mld dol. dziennie. – To są kwoty, które generuje tzw. normalny handel, czyli odbywający się podczas spokojnej sytuacji na rynkach.  W przypadku nagłego wydarzenia, obroty mogą być nawet do pięciu razy większe – mówi Marcin Turkiewicz, diler walutowy BRE Banku.

Przy takich obrotach bank centralny musiałby wpompować na rynek każdego dnia kilkaset milionów euro lub dolarów, aby kurs umocnił się o kilka procent. Na koniec kwietnia tego roku NBP miał 102,8 mld dolarów albo ponad 77 mld euro rezerw. To znaczy, że gdyby miał sprzedawać na rynku codziennie po 300-500 mln euro lub dolarów, rezerw nie starczyłoby mu na długo. Zwłaszcza że nie mógłby się ich przecież pozbyć całkowicie.

Piotr Kalisz z Banku Handlowego przypomina, że w Polsce bank centralny nie ma obowiązku obrony kursu walutowego. – Poziom rezerw jest najbardziej istotny w krajach, które muszą bronić określonego kursu – mówi.

Polskie władze monetarne, od 2000 r., kiedy kurs złotego stał się płynny,  przez dokładnie dekadę nie korzystały z możliwości interweniowania. Pierwszy raz zrobiły to dopiero w kwietniu 2010 r., ale wtedy NBP skupował walutę, ponieważ uznał, że złoty jest za mocny.

– Osłabianie waluty jest dla banku centralnego o wiele łatwiejsze niż jej umacnianie – mówi Paweł Gajewski, szef dilerów walutowych w Banku Millennium. Przykład? Bank Szwajcarii, któremu od września ub.r. udaje się utrzymać kurs wymiany franka na 1,20 za euro, choć nie ma wielkich rezerw, bo  wynioszą one ok. 330 mld dol., podczas gdy dzienne obroty na rynku walutowym przekraczały w 2010 r. 240 mld dol. – Kupując walutę, bank centralny powiększa swoje rezerwy, a zawsze może dodrukować rodzime pieniądze – wyjaśnia Gajewski. Ponieważ inflacja w Szwajcarii jest niska, większy wypływ  pieniądza nie grozi gospodarce.

NBP dopiero w ubiegłym roku wkroczył na rynek walutowy. Od września sprzedawał waluty sześć razy. Jak szacują analitycy, (oficjalnych danych NBP nie podaje),  bank przeznaczył na to łącznie nawet 2 mld euro. To prawie 3 proc. naszych rezerw w tej walucie. Wspierał go wówczas resort finansów, który w 2011 r. wyrzucił na rynek ok. 11 mld euro, wymieniając pieniądze z UE. Stawką była wówczas wysokość zadłużenia. Mocniejszy złoty to niższy dług zagraniczny.

Dealerzy mówią jednak, że gdyby na rynkach wybuchła panika spowodowana na przykład wyjściem Grecji ze strefy euro, NBP razem z Ministerstwem Finansów nie miałyby szans. – Największe banki inwestycyjne mogą wylać na rynek dziesiątki miliardów dolarów – mówi nam diler walutowy w jednym z banków. Prezes Marek Belka już w ub.r. podkreślał, że NBP nie chodzi o to, by wygrać z trendami w gospodarce, ale by pokazać, że grający przeciw złotemu mogą na tym stracić.

Jak Soros funta pokonał

O tym, że nawet najbardziej renomowany bank centralny może przegrać ze spekulantami, świadczy załamanie kursu funta we wrześniu 1992 r. Wówczas znany finansista George Soros przeprowadził atak spekulacyjny na brytyjską walutę, wykorzystując do tego celu jedynie 10 mld dolarów (i zarabiając na spekulacji 1 mld dol.). Na skutek tego ataku Bank Anglii wycofał się z utrzymywania kursu narodowej waluty na poziomie 2,7 marki za funta. 16 września 1992 r. Wielka Brytania musiała wystąpić z kursowego mechanizmu ERM (poprzedzającego powstanie strefy euro), a potem z tego powodu nie przyjęła wspólnej waluty. Straty Banku Anglii związane z atakiem spekulacyjnym Sorosa były szacowane później na 3,4 mld funtów. Wielka Brytania była wówczas dosyć wrażliwa na atak, gdyż miała niskie stopy procentowe i jednocześnie wysoką inflację. Ponadto spekulanci bardzo chcieli przetestować trwałość mechanizmu ERM. Atak spekulacyjny dotknął wcześniej włoskiego lira. Włochy nie zdecydowały jednak wówczas o wyjściu z systemu ERM i poprzestały na poszerzeniu dopuszczalnego pasma wahań lira w ramach tego mechanizmu kursowego. Wyjście Wielkiej Brytanii z ERM zostało nazwane czarną środą. Brytyjscy eurosceptycy po latach zaczęli używać określenia biała środa, wskazując, że atak Sorosa oszczędził ich krajowi wejścia do strefy euro.     —hk

Kto osłabił złotego

Pod koniec 2008 r. amerykański gigant inwestycyjny bank JP Morgan ocenił, że kryzys walutowy na świecie grozi poważnym osłabieniem polskiej waluty. Bank argumentował, że Polska ma za małą poduszkę w postaci rezerw walutowych, aby spłacić krótkoterminowy dług zagraniczny. Ekonomiści uspokajali wówczas inwestorów, że bank błędnie zaklasyfikował dług przedsiębiorstw (np. banków finansowanych przez zagraniczne spółki matki) i nie wziął pod uwagę tego, że Polacy zaciągają już mniej kredytów w walutach. Na koniec 2011 r. rezerwy NBP pokrywały ponad 135 proc. zadłużenia krótkoterminowego wobec 113,8 proc. w pierwszym kwartale i 127,5 proc. w drugim kwartale ubiegłego roku.

Możliwości NBP mogłyby być znacznie większe,  gdyby wykorzystał 30 mld dol. z oferowanej nam od trzech lat przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy elastycznej linii kredytowej. Przedstawiciele banku centralnego od kilku dni uspokajają inwestorów, twierdząc, że są przygotowani na silniejszą wyprzedaż złotego. – Rosną rezerwy dewizowe i NBP nie zawaha się wykorzystać ich w razie potrzeby – powiedział wczoraj Andrzej Kaźmierczak, członek Rady Polityki Pieniężnej. Andrzej Raczko, członek zarządu NBP, dodał, że bank nie broni żadnego konkretnego poziomu kursu. Zdaniem analityków NBP mógłby zacząć sprzedawać waluty, gdyby euro sięgnęło 4,5 zł. Obecnie kosztuje 4,33 zł.

Pozostało 90% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu