Hiszpański rząd może być kolejnym w strefie euro, który będzie potrzebował międzynarodowej pomocy. Ta informacja rozgrzała wczoraj rynki finansowe. Rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich sięgnęła rekordowego poziomu 6,7 proc., a włoskich przekroczyła 6 proc. „Próg bólu" wynoszący 7 proc. (poziom rentowności uznawany w dłuższym terminie za bardzo trudny do zniesienia dla państw strefy euro) wydaje się więc w zasięgu ręki.
Na zawirowaniach w Europie cierpi też złoty – wczoraj euro zdrożało o ponad 3 gr, do blisko 4,40 zł, a dolar o ponad 4 gr, do 3,53 zł.
David Mackie, główny europejski ekonomista banku JPMorgan Chase, sądzi, że pakiet ratunkowy dla Madrytu sięgnie do końca 2014 r. 350 mld euro, z czego 75 mld euro pójdzie na dokapitalizowanie banków.
– Wyjście Hiszpanii ze strefy euro jest bardziej prawdopodobne niż innych krajów. To państwo zbyt duże, by je uratować. Hiszpanie nie mają zahamowań przed pogarszaniem stosunków z UE, są zmęczeni zaciskaniem pasa, a poza strefą euro jest duży hiszpańskojęzyczny świat, który daje im szansę na wzrost – przekonuje Matthew Lynn z firmy badawczej Strategy Economics w Londynie. Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego, sądzi jednak, że Bruksela czy MFW zrobią wszystko, by nikt poza Grecją nie opuścił eurolandu. Na odsiecz Hiszpanii idzie Komisja Europejska, która proponuje, by banki mogły bezpośrednio korzystać, z pominięciem rządów, z pomocy unijnych mechanizmów stabilizacyjnych.
100 mld euro zastrzyku może potrzebować hiszpański sektor finansowy