Pobłażliwe sądy
Największy blamaż w sprawie Amber Gold poniósł niewątpliwie polski wymiar sprawiedliwości – sąd i prokuratura. Choć od wielu lat wyposażony w elektroniczny dostęp do rejestru osób skazanych (rejestrowani są w nim nawet podejrzani, wobec których toczy się postępowanie), w przypadku Marcina P. kompletnie nie zadziałał.
Dostęp do Krajowego Rejestru Karnego ma wąska grupa osób i instytucji: organy ścigania, np. prokuratura czy sąd, ale także pracodawca, który musi zatrudnić tylko osobę niekaraną (nie ma dostępu dla dziennikarzy). Sądy rejestrujące spółki w KRS już takiego dostępu nie mają, podobnie dostępu do rejestru nie ma np. Narodowy Bank Polski, choć prowadzi on rejestr podmiotów handlujących tzw. złotem dewizowym. Tu także jest wymóg niekaralności za przestępstwa skarbowe i korzyści majątkowej. – Musimy za każdym razem występować oficjalnie do KRK, czy zaświadczenie przedsiębiorcy, jakie nam przedłożył, jest prawdziwe – mówi nieoficjalnie jeden z pracowników NBP.
– To dowód na to, że system KRK źle działa, nie spełnia swej funkcji, trzeba go poprawić – mówi Andrzej Barcikowski, były szef ABW.
Prawomocnie skazany za oszustwa finansowe P. przez pięć lat od uprawomocnienia się każdego wyroku nie powinien zarządzać jakąkolwiek spółką prawa handlowego (zakazuje tego art. 18 kodeksu spółek handlowych). Sąd rejestrowy Gdańsk-Północ nie miał jednak informacji o tym wyroku ani o poprzednich.
Dlaczego? Bo sądy rejestrowe (gospodarcze) nie mają obowiązku sprawdzenia karalności przedsiębiorców, choć mają obowiązek nierejestrowania spółek osób skazanych. Ten wykluczający się paradoks wytykał podczas wtorkowej konferencji premier Donald Tusk. – Jeśli (sądy – przyp. aut.) nie sprawdzają, tylko wierzą na słowo, to po co taki rejestr? – pytał premier. Rozliczne spółki państwa P. od początku nie składają obowiązkowych sprawozdań finansowych, ale sądy się ich nie domagają. Bezkarność trwa kilka lat. Pytanie, dlaczego, pozostaje bez odpowiedzi. – To norma w polskich sądach. Na palcach jednej ręki mogę policzyć sędziów, którzy żądają dokumentów finansowych – opowiada jeden ze znanych adwokatów.
25-letni wówczas Marcin P. nic sobie z takich zakazów nie robi – zakłada Grupę Inwestycyjną Ex, która pół roku później zmienia nazwę na Amber Gold, kilka dni po tym, gdy uprawomocnia się skazujący go wyrok sądu w Malborku za 170 tys. zł pieniędzy klientów multikas, którzy w biurach opłacali swoje rachunki. Gdyby sąd sprawdził karalność P., Amber Gold nigdy by nie powstał.