Narodowy Bank Polski podał wczoraj ostatnie dotyczące ubiegłego roku dane o wymianie płatności pomiędzy Polską a zagranicą. Szacunki za cały rok pokazują znaczne osłabienie wymiany towarowej.
Polskie firmy wysłały za granicę towary o wartości o 4 proc. większej niż rok wcześniej. Wartość sprowadzonych do kraju produktów wzrosła jedynie o niespełna 1 proc. W roku 2011 dynamika po obu stronach wymiany była jeszcze ponad 12-procentowa. Ponieważ gospodarka słabła i mniejsze było zapotrzebowanie na produkty importowane, o połowę w porównaniu z 2011 r. zmniejszyła się luka pomiędzy eksportem i importem, a to z kolei miało duży wpływ na kształtowanie się bilansu wszystkich transakcji.
Ekonomiści szacują, że w całym 2012 r. deficyt na rachunku obrotów bieżących spadł do ok. 3,5 proc. PKB z blisko 5 proc. w 2011 r. - W tym roku oczekuję dalszego spadku deficytu, choć już w minimalnej skali – do 3,0-3,5 proc. PKB – mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ Banku, choć przyznaje, że wyższe tempo wzrostu cen ropy naftowej jest ryzykowne dla wielkości naszego importu.
To, że gospodarka się równoważy jest dobrym sygnałem dla inwestorów i agencji ratingowych, jednak kluczową kwestią jest to, w jaki sposób finansujemy tę lukę w płatnościach. A okazuje się, że w zeszłym roku struktura napływającego do Polski kapitału znacznie się pogorszyła.
Szerokim strumieniem płynął do nas tzw. kapitał portfelowy. Zagraniczni inwestorzy lokowali pieniądze głównie w obligacjach Skarbu Państwa, co widać było w spadających do historycznie niskich poziomów rentownościach. W 2012 r. napływ kapitału portfelowego wyniósł 15,3 mld euro i było to o 34 proc. więcej niż w 2011 r. Uzależnienie gospodarki od takich środków jest niebezpieczne, ponieważ w przypadku zawirowań na rynkach finansowych, inwestorzy portfelowi mogą chcieć szybko zrealizować zyski i wycofać pieniądze z naszych aktywów.