Pomimo wysokiego zadłużenia, rządy chcą zwiększać wydatki

Wiele krajów szuka sposobów na pobudzenie inwestycji i zatrudnienia, a w efekcie także konsumpcji.

Publikacja: 25.03.2013 04:02

Na początku tego roku największy od 2009 r. pakiet stymulacyjny ogłosił nowy rząd Japonii, której dług publiczny przekracza 200 proc. PKB. Mimo to  gabinet Shinzo Abe  postanowił zwiększyć tegoroczne wydatki budżetowe o ponad 10 bln jenów (to blisko 2 proc. japońskiego PKB). Pieniądze te zamierza przeznaczyć m.in. na usuwanie skutków trzęsienia ziemi i tsunami z 2011 r.

Pół roku wcześniej unijni liderzy uzgodnili plan wpompowania w europejską gospodarkę 120 mld euro, m.in. za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Dziś o potrzebie pobudzenia koniunktury na drodze zwiększonych wydatków publicznych mówi się m.in. w Irlandii i Francji. Potrzebę stymulowania swoich gospodarek czują też Chiny i Brazylia, choć rozwijają się szybciej, niż kraje Starego Kontynentu.

Nie tylko luzowanie

To już kolejny w ostatnich latach wysyp tego typu pakietów stymulacyjnych. Pierwszy miał miejsce w latach 2008–2009. Wówczas jednak nie mówiło się jeszcze tyle co dziś o problemach zadłużeniowych rządów. Kryzys fiskalny w strefie euro, który uwidocznił się w 2010 r., stłumił entuzjazm ekonomistów dla tego typu działań. Dlaczego wiara w ich skuteczność znów się nasila?

Jednym z powodów są wątpliwości co do skuteczności dalszego łagodzenia polityki pieniężnej. Mają je nawet przedstawiciele banków centralnych. W ub.r. Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), nazywany bankiem banków centralnych, ocenił, że polityka pieniężna może jedynie łagodzić przebieg kryzysu, ale nie może go rozwiązać.

BIS wskazywał, że każda kolejna runda łagodzenia polityki pieniężnej przynosi coraz słabsze efekty, a jej koszty nie maleją. Zauważył nawet, że działania banków centralnych mogą być przeciwskuteczne o tyle, o ile osłabiają motywację rządów do rozwiązania strukturalnych problemów gospodarek. – Istnieją bardzo wyraźne granice tego, co banki centralne mogą osiągnąć – komentował Stephen Cecchetti, doradca BIS.

Jeszcze dobitniej wyraził to Richard Fisher, prezes oddziału Rezerwy Federalnej w Dallas, który już w 2010 r. ostrzegał, że tzw. ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE), czyli skup aktywów za wykreowane pieniądze, to „popychanie gospodarki za pomocą sznurka". Jak argumentował, działania Fedu sprowadzają się do zwiększania dostępności kredytu i obniżania jego ceny, tymczasem zadłużeni Amerykanie nie są skłonni do zaciągania nowych pożyczek na żadnych warunkach.

Banki zrobiły swoje

Także Europejski Bank Centralny od dłuższego czasu daje do zrozumienia, że odegrał już swoją rolę w walce z kryzysem i więcej zrobić nie może. Dlatego prezes tej instytucji Mario Draghi poparł wspomniany unijny pakt na rzecz wzrostu. Pamiętać należy, że nadrzędnym zadaniem EBC, podobnie jak naszego NBP, jest zapewnienie stabilności cen, a nie pobudzanie koniunktury.

O ile BIS jako alternatywę dla działań banków centralnych sugerował reformy strukturalne, które zwiększą konkurencyjność gospodarek, o tyle MFW od pewnego czasu za taką alternatywę uważa też programy stymulacyjne. Dla współczesnych zwolenników Keynesa, z noblistą Paulem Krugmanem na czele, wnioski MFW nie były zaskoczeniem.

Od wybuchu kryzysu w 2008 r. podkreślają oni, że cięcia wydatków fiskalnych w czasie, gdy wydatki ograniczają też konsumenci i firmy, to samonapędzająca się spirala: cięcie deficytu budżetowego zmniejsza całkowity popyt, a przez to PKB. Równocześnie niższe zatrudnienie oznacza mniejsze wpływy podatkowe. W rezultacie relacja długu do PKB zamiast spadać, rośnie, zmuszając rząd do kolejnych oszczędności, co znów pogłębia spadek PKB.

Ale ta teoria nie cieszy się wcale powszechnym uznaniem ekonomistów. Mówią oni niekiedy w tym kontekście o tzw. równoważności ricardiańskiej, czyli zależności, wedle której wzrost wydatków publicznych prowadzi do ograniczenia wydatków sektora prywatnego z powodu jego obaw o podwyżki podatków w przyszłości. Ponadto w głośnym artykule z 2010 r. Carmen Reinhart i Kenneth Rogoff na podstawie danych historycznych z całego świata wskazali, że dług publiczny po przekroczeniu 90 proc. PKB istotnie zmniejsza tempo wzrostu gospodarczego w długim okresie. Redukcja deficytu budżetowego prowadzi również do obniżenia się realnej stopy procentowej w przyszłości.

Co hamuje wzrost

Gdy Mario Draghi opowiedział się za pakietem stymulacyjnym w UE, Andreas Dombret z Bundesbanku odparł: „Mamy do czynienia z kryzysem zaufania. W normalnych warunkach konsolidacja finansów publicznych faktycznie mogłaby schłodzić koniunkturę. Ale dziś to brak zaufania do finansów publicznych i gotowości rządów do ich uzdrowienia jest hamulcem wzrostu".

Paradoksalnie trudno nie przyznać racji obu stronom. Większość udanych redukcji długu publicznego w Europie w ostatnich 30 latach wynikała bowiem bardziej z szybszego wzrostu gospodarczego (PKB rósł szybciej niż dług) niż z faktycznego równoważenia wydatków i dochodów publicznych.

Z drugiej strony nie tak odległe w czasie kryzysy finansowe w Japonii i krajach skandynawskich pokazały, że przedłużająca się niepewność co do jakości aktywów w bilansach banków mogą skutkować stagnacją gospodarczą nawet przez kilkanaście lat, podczas gdy szybka interwencja, przejęcie „złych aktywów" i wiarygodna polityka redukcji długu pozwalają na szybki powrót na ścieżkę wzrostu.

Na początku tego roku największy od 2009 r. pakiet stymulacyjny ogłosił nowy rząd Japonii, której dług publiczny przekracza 200 proc. PKB. Mimo to  gabinet Shinzo Abe  postanowił zwiększyć tegoroczne wydatki budżetowe o ponad 10 bln jenów (to blisko 2 proc. japońskiego PKB). Pieniądze te zamierza przeznaczyć m.in. na usuwanie skutków trzęsienia ziemi i tsunami z 2011 r.

Pół roku wcześniej unijni liderzy uzgodnili plan wpompowania w europejską gospodarkę 120 mld euro, m.in. za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Dziś o potrzebie pobudzenia koniunktury na drodze zwiększonych wydatków publicznych mówi się m.in. w Irlandii i Francji. Potrzebę stymulowania swoich gospodarek czują też Chiny i Brazylia, choć rozwijają się szybciej, niż kraje Starego Kontynentu.

Pozostało 86% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli