– O ile myślę, że polityka fiskalnego zaciskania pasa jest słuszna, to doszła już ona do swojego limitu – stwierdził Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej. Jego głos wcale nie jest osamotniony.
Część przywódców krajów UE ma już dosyć zaciskania pasa, które przyczynia się spowolnienia gospodarczego. Tak jest np. we Włoszech. Nowy premier Enrico Letta jeszcze nie przedstawił planu reform fiskalnych, ale deklaruje, że jego działania będą ukierunkowane na pobudzanie wzrostu. Rząd Holandii wstrzymał się z redukcją tegorocznych wydatków i ma we wrześniu ocenić, czy istnieje potrzeba dalszego zaciskania pasa. Także Wielka Brytania odwraca się w kierunku polityki prowzrostowej. Choć nie rezygnuje z ograniczania deficytu, zwalnia np. z podatku dochodowego 2,4 mln osób z najniższym uposażeniem.
– To postawa Włoch będzie jednak kluczowa – mówi „Rz" Nicholas Spiro, szef londyńskiej firmy konsultingowej Spiro Sovereign Strategy. – Sprzeciw wobec polityki cięć fiskalnych narasta nie tylko na Południu Europy, ale też w krajach z serca eurolandu, jak Holandia czy nawet Niemcy – dodaje.
W Polsce także można spodziewać się pewnego poluzowania. – Nie będzie to zwiększanie wydatków budżetu, ale wystarczy, że odpowiedzią na spadające dochody nie będzie agresywne cięcie wydatków – zauważa Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku.
Zresztą już w 2012 r. w kilku małych krajach UE wydatki publiczne znacznie wzrosły, np. w Estonii aż o 12 proc. Część z nich może sobie na to pozwolić, bo ich finanse są w doskonałym stanie (m.in. Estonia, Luksemburg, Malta). Ale są i takie, które zwiększyły koszty państwa zdając sobie sprawę, że ich deficyt przekroczy wymagany przez UE limit 3 proc. PKB (Belgia, Czechy, Dania).