Posiedzenie Izby odbędzie się dziś. Wśród zarzutów przedsiębiorstw, które wniosły odwołanie do KIO, są między innymi te dotyczące systemu punktowania ofert. W przetargu nieograniczonym na odbiór i zagospodarowanie odpadów komunalnych w Warszawie miasto 55 punktów przyzna firmie, która zaoferuje najniższą cenę, 10 punktów oferentowi, który zadeklaruje, że będzie odbierał odpady samochodami z silnikami emitującymi mniejsze ilości spalin (Euro V) i aż 35 punktów temu, kto najwięcej nieposegregowanych odpadów komunalnych podda procesom biologicznym lub termicznym.
Wysypiska górą
Kontrowersje wywołało m.in. kryterium odnoszące się do ilości zmieszanych odpadów komunalnych deklarowanych do biologicznego przekształcania. - Zamiast premiować odzysk i recykling, miasto dodatkowe punkty przyznaje za przetworzenie biologiczne odpadów, z których powstanie tylko stabilizator nadający się do składowania - mówi Monika Byśkiniewicz, właścicielka firmy BYŚ Gospodarka Odpadami. Podkreśla, że zarówno przepisy unijne, jak i krajowe wymagają przede wszystkim redukcji ilości odpadów trafiających na wysypiska. BYŚ zaskarżył warunki przetargu do KIO, a skargę tę poparły największe firmy działające na terenie stolicy, m.in. SITA Polska, Remondis, Eko-Hetman.
Grzegorz Czechoński z Remondisa mówi wprost: Przyznano aż 35 proc. w punktacji za składowanie odpadów, czyli za najgorszy sposób postępowania z nimi. Uważa, że firmą, która skorzysta na takim podziale punktacji, jest Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, właściciel składowiska odpadów na 150 tys. ton rocznie.
Recykling mniej ważny
Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza przekonuje, że warunki przetargu mają na celu wyłonienie firmy, która w najlepszy sposób poradzi sobie z tymi odpadami zmieszanymi, z których nie można już nic odzyskać. - Aby otrzymać dodatkowe punkty za biostabilizację, firma nie musi mieć własnego składowiska, wystarczy umowa z podmiotem, który takie składowisko ma - mówi Kłąb i dodaje, że MPO nie jest jedyną spółką, która posiada składowisko.
Rzeczywiście, oprócz MPO wysypisko koło Otwocka ma też firma Sater, z tym, że jego pojemność to zaledwie 40 tys. ton rocznie, a to oznacza, że może tam trafić niewielka część z nieposegregowanych odpadów ze stolicy, poddanych biostabilizacji. Grzegorz Czechoński zauważa ponadto, że w obecnej sytuacji podpisanie umowy z właścicielem składowiska nie jest dla firm sprawą prostą. - Od MPO dostałem odpowiedź, że podpisze ze mną umowę na składowanie, ale po zakończeniu przetargu, gdy będzie wiedziało, jakie ma zapotrzebowanie - mówi. Zwraca uwagę na nieprzygotowanie władz stolicy do wprowadzenia nowych zasad w gospodarce odpadami. - Brakuje bazy danych, nie ma ujętych niektórych spółdzielni mieszkaniowych i ulic - wylicza.