ISE 100, główny indeks giełdy w Istambule, tracił w poniedziałek w ciągu sesji prawie o 10 proc., czyli najmocniej od sierpnia 2011 r. Zdecydowanie spadały zarówno akcje banków (Isbank spadał o 8 proc.), jak i firm przemysłowych oraz usługowych (Koc Holding zniżkował o 7 proc., Turkish Airlines o 8,5 proc.).
Kolejny dzień przeceny na tureckiej giełdzie to reakcja rynków na gwałtowne zamieszki na placu Taksim w Istambule, które przekształciły się w ogólnokrajową falę protestów przeciwko rządom premiera Tayipa Recepa Erdogana i jego partii AKP. Erdogan jest premierem już trzecią kadencję i zdołał za swoich rządów poważnie zreformować i ożywić turecką gospodarkę.
O ile jeszcze w 2001 r. Turcja była uznawana za niemal pewnego bankruta, to obecnie jest szybko rozwijającym się krajem z ratingami na poziomie inwestycyjnym. Polityka gospodarcza ekipy Erdogana sprawiła, że do Turcji kapitał płynął szerokim strumieniem – przez ostatnie 12 miesięcy indeks ISE 100 wzrósł aż o 47 proc.
Protesty, zainicjowane przez studencką radykalną lewicę, mają przyczyny ideologiczne (sprzeciw wobec „pełzającej islamizacji" kraju wyrażającej się m.in. w ograniczeniach w sprzedaży alkoholu), a inwestorów niepokoi to, że mogą doprowadzić do destabilizacji politycznej Turcji.
– Istnieje ryzyko, że niepokoje się przeciągną, a przemoc wkroczy na zupełnie nowy poziom, zwiększając presję na pozycje na rynku. Spodziewałbym się, że rząd Turcji oraz bank centralny będą aktywnie uspokajać inwestorów. Problemem jest to, że lira była słaba już w zeszłym tygodniu ze względu na ogólne nastroje na światowych rynkach, a obecna sytuacja nie jest dla niej wsparciem – twierdzi Timothy Ash, szef działu analiz ds. rynków wschodzących w Standard Banku.