To największa zwyżka tego wskaźnika od II kwartału 2009 r., gdy skoczył on o 133 proc., odbijając się po dramatycznym załamaniu z 2008 r.
Indeks Baltic Dry (BDI), obliczany codziennie przez Giełdę Bałtycką w Londynie, uchodzi tradycyjnie za barometr popytu na surowce, zarówno przemysłowe, jak i rolne. Ten z kolei odzwierciedla oczekiwania producentów żywności i dóbr przemysłowych co do koniunktury w gospodarce.
Gwałtowna zwyżka z II kwartału 2009 r. rzeczywiście zwiastowała ożywienie gospodarcze. W III kwartale tamtego roku z recesji wyszły USA i strefa euro (choć ta ostatnia tylko na dziewięć kwartałów), a Chiny odnotowały wyraźnie przyspieszenie wzrostu gospodarczego. Jesienią 2010 r. BDI ponownie znalazł się w trendzie spadkowym, aż w marcu 2012 r. znalazł się najniżej od ćwierćwiecza.
Analitycy przestrzegali wówczas, że BDI stracił prognostyczną moc. W czasie boomu surowcowego, który zakończył się w połowie 2008 r., armatorzy zamówili bowiem bezprecedensową liczbę nowych frachtowców, które ich floty zasiliły dopiero kilka lat później. Nadpodaż statków nałożyła się na dekoniunkturę, zbijając ceny transportu surowców.
To jednak dodaje znaczenia odbiciu BDI, które na dobre rozpoczęło się w czerwcu. Od tego czasu wskaźnik zyskał aż 155 proc. (od początku roku ok. 193 proc.). Przy tym tylko we wrześniu indeks skoczył o ponad 80 proc.